To przemówienie odbiło się szerokim echem na świecie, ale największe emocje wywołało we Francji. 16 lipca 1995 r., w wystąpieniu z okazji rocznicy deportacji Żydów paryskich do Oświęcimia, prezydent Jacques Chirac powiedział: „Ta czarna godzina na zawsze splamiła naszą historię, zbrukała naszą przeszłość i tradycję. Tak, w zbrodniczym szaleństwie okupanta uczestniczyli Francuzi i francuskie państwo. 53 lata temu 450 policjantów i żandarmów, Francuzów, na rozkaz swoich zwierzchników spełniło żądanie nazistów. Tego dnia w stolicy i regionie paryskim prawie 10 tys. Żydów – mężczyzn, kobiet i dzieci – zostało o świcie aresztowanych i odprowadzonych na posterunki policji... Francja uczyniła tego dnia rzecz niewybaczalną. Złamała dane słowo i wydała tych, których obiecała chronić, w ręce prześladowców”.
Po raz pierwszy francuski polityk tej rangi publicznie przyznał, że w czasie wojny jego kraj był nie tylko ofiarą, ale też wspólnikiem Niemców. Oznaczało to bolesny cios dla narodowej legendy, opiewającej dotąd niezłomność i heroizm francuskiego społeczeństwa podczas okupacji. Podniosły się protesty, niektórzy weterani Résistance oskarżyli wręcz prezydenta, że znieważył Francuzów, przypisując im odpowiedzialność za „czyny garstki szubrawców”. Jednak – jak zauważyła część publicystów – wina za zbrodnie nie obciążała tylko reżimu Petaina i funkcjonariuszy okupacyjnej administracji. Moralna odpowiedzialność spadała również na daleko liczniejsze rzesze tych, którzy wprowadzili się do mieszkań i domów żydowskich sąsiadów, przejęli ich majątki, przedsiębiorstwa i galerie.