Kilka tygodni po śmierci Gabriela Narutowicza wybitny polski językoznawca Jan Baudouin de Courtenay pisał: „Polska jest od dawna Judeo-Polską i taką też pozostanie. Za pośrednictwem chrześcijaństwa żydostwo wżarło się głęboko w polskość. A nawet musimy przyjąć aż trzy Judeo-Polski.
Pierwsza to wytwór historii, ze śladami w kulturze, literaturze, światopoglądzie i nastroju religijnym. Mniej więcej lat temu tysiąc przywędrowała ona z Zachodu. Wyszła niegdyś z Palestyny, usadowiła się w Rzymie, a przez Niemcy i Czechy trafiła do Polski. To Judeo-Polska organistów, pastuszków, kantyczek, kolęd. Judeo-Polska chrześcijaństwa.
Druga to Judeo-Polska rozdarcia, wzajemnego szczucia, nienawiści, waśni, Judeo-Polska żarcia się, gryzienia się, podszczuwaczy i sfanatyzowanej gawiedzi.
I wreszcie ta trzecia Judeo-Polska opamiętania się, pogodzenia się, zgodnego i spokojnego współżycia i wspólnej pracy obywatelskiej, Judeo-Polska Kościuszki i Berka Joselewicza, Towiańskiego i Mickiewicza, Asnyka, Gomulickiego, Orzeszkowej i Konopnickiej, krótkotrwałej epoki reform Wielopolskiego, Judeo-Polska przyszłości – Polska równouprawnienia i współpracy obywatelskiej”.
Zastrzyk wiedzy
Pierwszy prezydent wolnej Polski został zamordowany, bo głosowali na niego także posłowie żydowscy. Dla endeckiej prawicy był to dowód, że oto ziszcza się ich zmora: zamiast narodowego państwa prawdziwych Polaków powstaje jakaś szemrana Judeo-Polonia, w której Żydzi decydują, kto ma być głową państwa.
Mimo że Żydzi żyli w Polsce od wieków i przed rozbiorami zostali uznani za samodzielny stan – obok rycerstwa, duchowieństwa, mieszczaństwa i chłopów – to jednak do „narodu politycznego” (podobnie zresztą jak chłopi i po części mieszczanie) nie należeli.