Historia

Grzeszne igrzyska

Carlo Airoldi - pierwszy faul nowożytnych igrzysk

Włoch Carlo Airoldi - pewny faworyt w biegu maratońskim na igrzyskach w Atenach w 1896 r., niedopuszczony do startu w zawodach. Włoch Carlo Airoldi - pewny faworyt w biegu maratońskim na igrzyskach w Atenach w 1896 r., niedopuszczony do startu w zawodach. AN
Ateny, 15 kwietnia 1896 r. Jakież – mimo chmurnej pogody – było to święto, kiedy król Grecji Jerzy I wypowiedział sakramentalną formułę: „Ogłaszam pierwsze międzynarodowe igrzyska olimpijskie za otwarte!”. I jakaż prywatna tragedia, gdy jedynemu Włochowi odmówiono prawa startu w maratonie.
Stadion Panatenajski. Na trybunach uroczyste otwarcie oglądało 70 tys. widzów.Forum Stadion Panatenajski. Na trybunach uroczyste otwarcie oglądało 70 tys. widzów.
Francuz Paul Masson, zwycięzca olimpijskich wyścigów kolarskich.Forum Francuz Paul Masson, zwycięzca olimpijskich wyścigów kolarskich.
Spyridon Louis, pierwszy zwycięzca biegu maratońskiego, na olimpiadzie w Berlinie, 1936 r.Bundesarchiv/Wikipedia Spyridon Louis, pierwszy zwycięzca biegu maratońskiego, na olimpiadzie w Berlinie, 1936 r.

Po stuleciach panowania najpierw weneckiego, a potem osmańskiego Grecja pławiła się w niepodległości i nawiązywała do starożytnej świetności, kiedy była kolebką europejskiej kultury. Francja, zdegradowana po przegranej w 1871 r. wojnie z Prusami, starała się odzyskać świetność na innych niż militarne polach. A zjednoczone sukcesem w tej wojnie Niemcy przeznaczyły część zdobytej kontrybucji na szukanie korzeni kultury europejskiej właśnie w Grecji. W tym w Olimpii, gdzie jeszcze półtora tysiąca lat temu odbywały się najsłynniejsze w starożytności igrzyska sprawności w najbardziej podstawowych wysiłkach – biegach, skokach, rzutach i walce wręcz.

Niemiecki archeolog Heinrich Schliemann, znany z odkrycia ruin Troi, nie był w stanie zabrać wszystkich wydobytych spod ziemi arcydzieł Hellady do Muzeum Pergamonu w Berlinie. Zostawił więc Olimpię Grekom, włącznie z ideą igrzysk. I w tym momencie greckie tradycje spotkały się z francuską inicjatywą. Baron Pierre de Coubertin chciał zastąpić targające Europą wojny zmaganiami w dziedzinie sportu.

Zamierzał wznowić igrzyska w Paryżu w trakcie przygotowywanej w 1900 r. światowej wystawy. Grecja chciała przywrócić igrzyska u siebie, ale nie było jej stać na zorganizowanie imprezy, a zwłaszcza na zbudowanie olimpijskiego stadionu. W końcu jednak przekonano barona Coubertina, a dzięki społecznej zbiórce i hojności greckiego milionera Giorgiosa Averoffa zebrano tyle pieniędzy, że można było zrealizować utopijne początkowo marzenie.

70 tys. widzów podziwiało na Stadionie Panatenajskim uroczyste otwarcie, a potem zmagania sportowe, w których uczestniczyło 300 zawodników z 13 państw Europy i obu Ameryk. Wśród tej powszechnej radości jeden tylko człowiek ogarnięty był głęboką rozpaczą.

Carlo Airoldi pieszo przywędrował z Mediolanu do Aten, aby wziąć udział w igrzyskach, w specjalnie zorganizowanym przez gospodarzy biegu maratońskim, lecz w ostatniej chwili nie został dopuszczony do startu! Spotkała go wielka, rozpamiętywana do końca życia, krzywda.

Urodził się w 1869 r. w ubogiej chłopskiej rodzinie w Origgio pod Mediolanem. Był silny, ambitny, znalazł sobie pracę w fabryce czekolady w Mediolanie. Tam też w klubie Unio próbował sił w różnych sportach. Miał 23 lata, kiedy zgłosił się do biegu z Lecco do Mediolanu na dystansie ponad 50 km. Wystartowały tłumy, do mety dotarło kilkoro. Airoldi był pierwszy i tak zaczęła się jego sportowa kariera. Zaraz potem był jeszcze dłuższy, bo liczący ponad 130 km, trzydniowy bieg z Mediolanu do Turynu. Już dla najlepszych, stawił się nań najsłynniejszy w tych czasach biegacz Francuz Louis Ortegue z Marsylii. Airoldi z nim wygrał, co było prawdziwą sensacją.

Potem wprawdzie nadal pracował w fabryce, ale już systematycznie trenował, a także, by dorobić, brał udział w walkach zapaśniczych i zawodach w podnoszeniu ciężarów, w których płacono (co prawda niewiele) za zwycięstwa. Prawdziwe pieniądze – 2 tys. peset – zarobił Airoldi dopiero w 1895 r., gdy wygrał gigantyczny bieg Mediolan–Barcelona. Właściwie nie był to bieg, lecz marsz z podbiegami. Chodziło o to, by w ciągu dnia na piechotę pokonać jak najwięcej kilometrów. Jeśli podczas wojen uzbrojone dywizje piechoty potrafiły przemaszerować 20–25 km dziennie, to człowiek bez plecaka i broni mógł przejść nawet 40–90 km. Z przystankami na posiłek oczywiście. 1050 km podzielono na 12 etapów, zawodnikom towarzyszyły powozy, mieli zapewnione noclegi oraz wyżywienie i pisały o tej imprezie gazety, z włoską „La Bicicletta” na czele.

Airoldi stał się dumą Italii. Wystraszył się go nawet Buffalo Bill, któremu podczas wizyty we Włoszech redakcja „La Bicicletta” zaproponowała, aby konno zmierzył się z biegnącym na własnych nogach Airoldim na dystansie 500 km! Buffalo Bill zażądał jednak do dyspozycji w tym wyścigu dwóch koni, na co oczywiście nie zgodzili się organizatorzy.

Airoldi postanowił wziąć udział w ateńskich igrzyskach, gdy tylko się o nich dowiedział. We Włoszech jednak nie było w tym czasie większego zainteresowania grecko-francuską inicjatywą, nie było nikogo, kto podjąłby się zebrania sportowców, zgłoszenia do igrzysk, zorganizowania wyjazdu. Airoldi postanowił więc samotnie wyruszyć w drogę. Na piechotę, bo na podróż pociągiem czy statkiem nie miał pieniędzy. Obliczył, że jeśli wyruszy 28 lutego i przemierzy 70 km dziennie, zdąży na czas do Aten. Zyskał też poparcie redakcji „La Bicicletta”, która wspomogła go finansowo i obiecała pisać o jego kolejnym wyczynie.

Trasa do Grecji wiodła przez znajdującą się wówczas pod austro-węgierskim panowaniem Chorwację i dalej przez należące do Turcji tereny bałkańskie. Utknął w Dubrowniku. Bieg przez tureckie terytorium był nie tylko ryzykowny, ale wręcz niemożliwy, gdyż granica była zamknięta. Na dalszą podróż statkiem Airoldi nie miał pieniędzy. Los jednak mu sprzyjał. Akurat odbywał się bieg wokół murów Dubrownika i Airoldi go wygrał. W nagrodę dostał sumę, której mu brakowało, oraz olbrzymią pałkę salami, którą posilał się na statku. I wreszcie, po 39 dniach podróży, 2 kwietnia dotarł do celu.

Zgłosił się w biurze igrzysk olimpijskich, gdzie przyjęto go z radością. Był pierwszym i jedynym Włochem, który przybył do Aten, i mógł zwiększyć liczbę krajów uczestniczących w wydarzeniu, na czym bardzo gospodarzom zależało. Został zarejestrowany jako uczestnik i zakwaterowany w Pireusie, w tawernie Zaleata, obok hotelu Poseidon, gdzie mieszkała ekipa Niemiec. Dostał kartę do stołówki olimpijskiej i wreszcie mógł najeść się do syta. Nazajutrz udał się do Maratonu zobaczyć i przemierzyć trasę biegu. Trochę więcej niż 40 km – to dla niego bagatela.

Airoldi otrzymał kartę wstępu na otwarcie igrzysk i uroczystość zrobiła na nim ogromne wrażenie. Grecka prasa zaczynała pisać o nim jak o bohaterze, który na piechotę przywędrował z Włoch, aby wziąć udział w igrzyskach. Ale pojawiły się też wzmianki, że wygrał bieg z Mediolanu do Barcelony i zarobił na tym, i że w drodze do Aten uczestniczył w biegu z nagrodami. Nie był więc amatorem i nie powinien startować w igrzyskach.

Sprawa rozgraniczenia amatorów od tych, którzy żyją z uprawiania sportu, była gorąco dyskutowana na Kongresie Olimpijskim w 1894 r. w Paryżu, gdzie zapadła decyzja o wznowieniu igrzysk. De Coubertin chciał przede wszystkim wyeliminować z igrzysk zapaśników, różnych pajaców w czarnych maskach, walczących w cyrkach za spore pieniądze. Na przełomie wieków był to w Europie najpopularniejszy sport, ale francuski baron się nim brzydził. W imię czystości sportu postanowiono więc wykluczyć z igrzysk zawodowców, choć w szermierce dopuszczono do startu zajmujących się jej nauczaniem fechtmistrzów, a więc absolutnych profesjonalistów, których uznano jednak za dżentelmenów. Zorganizowano dla nich w ramach olimpiady osobny turniej.

Sprawa Airoldiego nie była do końca jasna, miała wszakże pewien podtekst. Grekom szczególnie zależało na wygraniu dwóch konkurencji nawiązujących do starożytności – rzutu dyskiem i biegu maratońskiego. Niestety, amerykański student Robert Garret, który w Atenach po raz pierwszy w życiu wziął dysk do ręki, rzucił najdalej, bo aż 29,14 m.

Tę przegraną Grecy potraktowali niemal jak klęskę narodową. A ich honor miała uratować druga, oparta na helleńskich wzorach, konkurencja – bieg upamiętniający słynną bitwę pod Maratonem, kiedy w 490 r. p.n.e. Ateńczycy odnieśli zwycięstwo nad Persami, a z wieścią o tym przybiegł Filippides.

Inna sprawa, że pomysł zorganizowania biegu dla upamiętnienia tej legendy zgłosił przyjaciel barona de Coubertina, francuski filolog Michel Breal, bo akurat wtedy w południowej Europie – Francji, Hiszpanii i Włoszech – modne było bieganie na długich dystansach. Grecy z wdzięcznością przyjęli projekt i starannie się przyszykowali do wygrania tej konkurencji. Przeprowadzili nabór w wojsku i wśród listonoszy, na kilka miesięcy przed igrzyskami wyłonili najlepszych, zgromadzili ich w specjalnym ośrodku i przygotowali do biegu. Było to bodaj pierwsze tego rodzaju zgrupowanie treningowe.

Gospodarzom bardzo zależało na wygraniu tego biegu, co miało wpływ na nagłaśnianie przez greckie gazety tezy, że Airoldi nie jest amatorem. I Komitet Olimpijski, włącznie z baronem Coubertinem, uległ naciskom.

Czy to pan wygrał rok temu bieg z Mediolanu do Barcelony i odebrał nagrodę pieniężną za zwycięstwo? – zapytano Airoldiego, kiedy 11 kwietnia zgłosił się po numer startowy do maratonu. – Tak, to ja! – odpowiedział. – Nie możemy pana dopuścić do startu, bo jest pan zawodowym biegaczem, a w igrzyskach mogą startować wyłącznie amatorzy! – usłyszał.

W tym momencie Airoldiemu zawalił się świat. Nie mógł uwierzyć, że odbierają mu życiową szansę, bo przecież nie dotarł do Aten po pieniądze, lecz chciał pobiec wyłącznie dla siebie i Italii…

Tłumaczył, prosił, płakał. Na próżno. Został wyprowadzony przez służbę porządkową. Odebrano mu uprawnienia, wyrzucono z pensjonatu. To był koniec. A przecież skromny grecki listonosz Spiridion Louis, który zwyciężył w maratonie, zdobył nie tylko legendarną sławę, ale i – zgodnie ze starożytnymi zwyczajami – mnóstwo materialnych nagród. Od jednego z widzów wóz z zaprzęgiem, by nie musiał piechotą wracać do domu, od drugiego 20 tys. drahm, a od ambasadora Rosji w Atenach kosztowny serwis porcelanowy.

Wszystko to odnotowały z radością te same gazety, które wypomniały zyski Airoldiemu. Ten usiłował wbiec na stadion i przynajmniej w ten sposób zaznaczyć swoją obecność. Aresztowała go jednak policja i noc spędził w areszcie. Chyba na piechotę, bo był bez pieniędzy, wrócił do domu.

Potem całe życie marzył, by zmierzyć się z mistrzem olimpijskim i udowodnić, że jest lepszy od niego. Startował w wielu biegach, zwłaszcza zbliżonych do maratońskiego dystansu. Nigdy jednak nie spotkał się z Louisem, bo ten po zwycięstwie w igrzyskach spoczął na laurach i nie wziął już udziału w żadnym biegu. W taki oto sposób Airoldi ostatecznie poległ na ołtarzu amatorstwa, ogłoszonego jako świętość przez ruch olimpijski.

Polityka 32-33.2012 (2870) z dnia 08.08.2012; Historia; s. 74
Oryginalny tytuł tekstu: "Grzeszne igrzyska"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną