Żelazna kurtyna, przecinająca po drugiej wojnie światowej Europę, nie była dla wszystkich mieszkańców tzw. demoludów równie nieprzenikalna. Dla przeciętnego Polaka w czasach stalinowskich była niemal nie do sforsowania już u granic PRL. Natomiast dla Niemców z NRD stanowiła jedynie kłopot, łatwy do obejścia przez wyjazd kolejką miejską z Berlina wschodniego do zachodniego.
W latach 70. było odwrotnie. Dla obywateli PRL w czasach Gierka paszport na Zachód nie był wprawdzie oczywistością, ale był możliwy. Natomiast dla enerdowców, po budowie muru berlińskiego w 1961 r., legalny wyjazd na Zachód długo w ogóle nie był możliwy. A w czasach Honeckera jedynie kosztem represji, więzienia i utraty majątku.
Z Polski się emigrowało. Z NRD – uciekało. Polskie kino fabularne utrwaliło wprawdzie porwanie samolotu Lot do Berlina Zachodniego i ucieczkę dwóch chłopców do Danii w podwoziu tira, ale legendą tamtych lat nie jest zamknięcie w strzeżonym kojcu z telewizyjnym oknem na wymarzoną Polskę zachodnią, lecz otwarty bunt przeciwko skostniałej władzy i wytrwały opór w stanie wojennym. Dla enerdowców natomiast traumą był kompleks zamknięcia i podział kraju na wolne i bogate Niemcy zachodnie i zatęchłe „pierwsze państwo robotników i chłopów na ziemi niemieckiej”. Dla większości marzenie dotarcia na Zachód kończyło się na poczuciu bezsiły. Dla mniejszości – na rozpaczliwych próbach ucieczki. Częściej zresztą nieudanych. W trakcie „próby nielegalnego przekraczania granicy państwowej” od samopałów i kul straży granicznej zginęły 872 osoby.
Balonem, kajakiem, podkopem
Akcesoria związane z legendarnymi ucieczkami można dziś obejrzeć w berlińskim muzeum przy dawnym przejściu granicznym Checkpoint Charlie: balon uszyty chałupniczą metodą, kajak, plany i zdjęcia podkopów, schowki w samochodach, trzy walizki z powycinanymi bokami i ułożone w przedziale wagonu osobowego tak, by zmieściła się w nich dziewczyna.