Wilhelm Schmiedeberg urodził się w Królewcu w 1815 r. jako syn aptekarza. W dzieciństwie przeszedł jakąś chorobę (albo miał wypadek), bo całe życie chodził o kulach. Był uzdolniony plastycznie i w gimnazjum pobierał lekcje rysunku, ale nie wyjechał z rodzinnego miasta studiować sztukę, tylko tam skończył prawo i filozofię. Pewnie nigdy byśmy o nim nie usłyszeli, gdyby przez cały pobyt na królewieckiej uczelni (1835–39) nie prowadził albumu, w którym zamieszczał portrety akademickich kolegów, informacje o tym, skąd pochodzili, do jakiego bractwa należeli. Wielu z nich wpisało się przy swojej podobiźnie. Zazwyczaj są to krótkie wyrazy przyjaźni i pamięci, aluzje do wspólnie spędzonych chwil w królewieckich knajpach oraz cytaty starogreckie i łacińskie czy fragmenty utworów niemieckich klasyków.
Album zaginął w czasie drugiej wojny światowej, dopiero w lecie 2012 r. wypłynął na rynku antykwarycznym i został zakupiony przez Stowarzyszenie do Badań nad Historią Korporacji Studenckich Dolnej Saksonii. Właśnie został opublikowany – i jest jak podróż w czasie. Schmiedeberg albumowi nadał romantyczny tytuł „Kartki wspomnień” (Blätter der Erinnerung), ale współcześni badacze z Würzburga dopatrują się w tym dokumencie XIX-wiecznego Facebooka. Po pierwsze dlatego, że zamieszczone w nim portrety są jak fotografie zawieszane na portalach społecznościowych.
Schmiedeberg uchwycił nie tylko indywidualne rysy twarzy kolegów (niektórzy mają trądzik, zalążki łysiny), ale i szczegóły strojów, w których mu pozowali. Dzięki temu widać, że królewieccy studenci ubierali się w eleganckie surduty oraz barwne kamizelki, a pod szyjami nosili fikuśnie wiązane fulary i muchy. Dbali też o fryzury – dzielono włosy na trzy części, przy czym górną formowano nad czołem w modny tupet.