Na tropie Borsuka
Borusewicz – najbardziej poszukiwany człowiek Solidarności
W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. Bogdanowi Borusewiczowi (w latach 70. działaczowi KOR i współzałożycielowi Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża) udało się uniknąć zatrzymania. Szczęśliwie wymknął się esbeckiej obławie. Była to historia rodem z filmów akcji: brawurowo uciekający przed funkcjonariuszami Borsuk (jak go popularnie nazywano) i strzelający do niego oficer gdańskiej SB Jan Protasiewicz. Mimo że strzelcem był wyśmienitym, chybił. Jerzy Domski, bezpośredni przełożony Protasiewicza, utrzymuje do dziś, że jego podwładny strzelał jedynie w powietrze. Czy tak było w rzeczywistości? Wydaje się to mało prawdopodobne, ale nie można tego wykluczyć.
W ukryciu
Od chwili ucieczki Borusewicz stał się jednym z najbardziej poszukiwanych działaczy Solidarności. Tym bardziej że organizował gdańskie podziemie (Regionalną Komisję Koordynacyjną), a w 1984 r. wszedł w skład Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej, ogólnopolskiego kierownictwa podziemnej Solidarności. Długo zresztą wymykał się Służbie Bezpieczeństwa. Pomagał mu w tym m.in. prowadzony przez działaczy podziemnej Solidarności w Gdańsku nasłuch częstotliwości milicyjnych i Adam Hodysz, oficer Wydziału Śledczego Komendy Wojewódzkiej MO w Gdańsku, wspierający od lat 70. opozycję.
Nie zapewniało to jednak całkowitego bezpieczeństwa. Zdarzało się, że bezpieka wpadała na trop Borsuka i tylko szczęściu oraz opanowaniu zawdzięczał pozostanie na wolności. Jedna z takich historii miała miejsce w styczniu 1982 r., gdy SB otoczyła dom, w którym się ukrywał. Tak opowiadał o tym Edmundowi Szczesiakowi w książce „Borusewicz. Jak runął mur”: „Otworzyłem okno. Nie zaskrzypiało (…) wszedłem na dach. I natychmiast się położyłem. Leżałem w śniegu.