Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Historia

Galicja na trzeźwo

Tęsknota za CK Galicją

Juliusz Kossak „Cesarz na balu w ratuszu miasta Lwowa”, 1881 r. Juliusz Kossak „Cesarz na balu w ratuszu miasta Lwowa”, 1881 r. Paweł Czernicki / Muzeum Narodowe w Krakowie
Pogrzebana prawie sto lat temu Galicja ma się nieźle, a tu i ówdzie sentyment do niej odżywa. Jej mitem karmią się wciąż pisarze, biura turystyczne i restauratorzy. Jednych urzeka galicyjski spleen, innych kusi wizja tygla narodów i kultur. Naprawdę jest za czym tęsknić?
Karol Frycz „Plakat reklamujący podróże koleją po Galicji”, 1913 r.Muzeum Narodowe w Krakowie Karol Frycz „Plakat reklamujący podróże koleją po Galicji”, 1913 r.

Na potoczne wyobrażenie galicyjskości składa się w Polsce kilka elementów, po części zresztą ze sobą kontrastujących. Jednym z nich jest zainteresowanie fenomenem wielonarodowej przeszłości tego terytorium, w tym kulturą żydowską. Tęsknota za tym zaginionym światem – nazwać ją można galicyjskim spleenem – istnieje w polskiej, ukraińskiej i – w dużo mniejszym stopniu – austriackiej literaturze. Począwszy od opowiadań Brunona Schulza, przez utwory Józefa Wittlina, Juliana Stryjkowskiego, Andrzeja Kuśniewicza, po twórczość Andrzeja Stasiuka, Jurija Andruchowycza i Martina Pollacka.

Moda na galicyjskość przejawia się też w sentymencie do epoki, w której krakowskie czy lwowskie kawiarnie obsiadywała artystyczna cyganeria. Przekonać się o tym może każdy, kto odwiedzi jakże liczne knajpy na krakowskim Kazimierzu, których wystrój – pełen mebli i bibelotów wygrzebanych gdzieś na babcinych strychach – imituje wnętrza sprzed ponad stu lat.

Za ikonę galicyjskości uchodzić wciąż może „dobry cesarz” Franciszek Józef. I to właśnie jego wizerunek – w żartobliwie uwspółcześnionej wersji – wykorzystano w kampanii reklamowej polsko-austriackiej wystawy „Mit Galicji”, otwartej niedawno w Krakowie. Na rysunku Franz Joseph jest ubrany w strój niani z epoki fin de sičcle i pcha przed sobą dziecięcy wózek – niczym matka Austria ze swoimi pociechami-narodami.

Owa nostalgia za Galicją niekoniecznie jest bezinteresowna. Bo dawna uboga prowincja Austro-Węgier stała się marką, na której nadal można zarobić. Przykładów jest bez liku: od popularnej wody mineralnej z wizerunkiem wspomnianego monarchy, przez galicyjskie beziki czy herbatkę Dagny Przybyszewskiej znanej krakowskiej firmy, po maślankę ukraińskiego producenta nazwaną Hałyczyna (co po ukraińsku znaczy właśnie Galicja).

Polityka 2.2015 (2991) z dnia 06.01.2015; Historia; s. 50
Oryginalny tytuł tekstu: "Galicja na trzeźwo"
Reklama