Historia

Swing heil!

Subkultury III Rzeszy

Wystawa sztuki zdegenerowanej w Dusseldorfie, 1938 r. Wystawa sztuki zdegenerowanej w Dusseldorfie, 1938 r. Ullstein Bild / BEW
W kwietniu 1935 r. gestapo i Hitlerjugend rozpoczęły stałe naloty na miejsca, w których zbierali się młodzi ludzie z nieformalnych grup. Wyróżniały ich długie włosy, kolorowe stroje i miłość do dzikiego jazzowego swingu.
Rasistowski plakat z końca lat 30.BPK/BEW Rasistowski plakat z końca lat 30.
Grupa edelweiss piraten, czyli szarotkowych piratów z KoloniiAN Grupa edelweiss piraten, czyli szarotkowych piratów z Kolonii
Publiczna egzekucja na piratach, 1944 r., pięciu spośród straconych nie miało nawet 18 lat.Ullstein Bild/BEW Publiczna egzekucja na piratach, 1944 r., pięciu spośród straconych nie miało nawet 18 lat.

Widok tych trzystu ludzi był absolutnie przerażający. Trudno to opisać, bo nikt nie tańczył normalnie. To był najbardziej obrzydliwy swing, jaki można sobie wyobrazić. Czasem dwóch chłopców tańczyło z jedną dziewczyną, a często dwóch chłopców razem, a każdy z nich miał papierosy w obydwu kącikach ust. Ludzie zderzali się, skakali, a ich długie włosy fruwały wokół twarzy. Sala wyglądała jak azyl dla lunatyków, a orkiestra z każdą minutą jeszcze bardziej podkręcała tempo. Najbardziej prymitywny i dziki taniec wojenny plemienia z dżungli blednie w porównaniu z tym, co widzieliśmy”.

Tej treści raport wysłał do gestapo dowódca patrolu Hitlerjugend z Hamburga, który był świadkiem wielkiej tanecznej imprezy zorganizowanej przez tzw. grupę flottbeker. Była to jedna z powstałych w początkach III Rzeszy młodzieżowych subkultur – fanów amerykańskiego, czarnego jazzu. Ta fascynacja nie była w Niemczech niczym nowym. W latach 20. XX w. Berlin, Hamburg, Hanower, Frankfurt były miastami, które przyciągały najlepsze zespoły jazzowe z całego świata. „Największe skupisko innowatorów muzycznych znajdowało się wtedy nie w Paryżu, Londynie czy Nowym Jorku, ale w Berlinie” – wspominał amerykański gitarzysta Michael Danzi.

Z perspektywy rodzącego się w prowincjonalnym Monachium ruchu nazistowskiego stolica i inne wielkie miasta Niemiec były siedliskami kosmopolitycznego zepsucia, tym bardziej że jazzowej muzyce towarzyszyła niespotykana swoboda seksualna. Literat Carl Zuckmayer opisywał lokal, w którym kelnerki miały na sobie jedynie przezroczyste majtki z wyhaftowanym srebrnym listkiem figowym, a napis na ścianie głosił: „Miłość to głupie przecenianie minimalnych różnic między jednym obiektem seksualnym a drugim”. Kiedy więc w styczniu 1933 r. Adolf Hitler został kanclerzem Niemiec, jednym z kluczowych elementów jego programu było odcięcie całej niemieckiej młodzieży od źródeł „degeneracji i dekadencji” i wychowanie jej w duchu narodowego socjalizmu.

Hitlerjugend kontra swingjugend

16 marca 1933 r. rozpoczęła się państwowa kampania zachęcająca młodzież do wstępowania w szeregi Hitlerjugend. Ta powstała w 1923 r. organizacja, będąca przedszkolem NSDAP i SS, przez długi czas liczyła zaledwie kilka tysięcy członków, ale w 1932 r. osiągnęła liczbę 100 tys. Po objęciu władzy przez Hitlera jej szeregi wzrosły przeszło 20-krotnie. Führer nie ukrywał, że jego celem jest doprowadzenie do sytuacji, gdy 100 proc. młodych Niemców będzie członkami HJ.

Rozpoczęły się szykany wobec innych organizacji młodzieżowych – początkowo lewicowych i harcerskich, a później także religijnych – połączone z przejmowaniem przez Hitlerjugend ich budynków i letnich ośrodków. Zabroniono tworzenia nowych. W grudniu 1933 r. w Kunibertviertel wybuchły starcia pomiędzy członkami HJ a grupą młodzieży katolickiej. Na próby oporu Hitlerjugend odpowiadał demonstracjami siły – wielotysięcznymi marszami, na które przywożono członków z całych Niemiec. W maju 1934 r. została powołana służba patrolowa HJ, której celem było tropienie niewłaściwych z punktu widzenia nazistowskiej ideologii zachowań młodych ludzi i meldowanie o tym policji. W lutym 1935 r. do stałego monitorowania „młodocianych przestępców” zostało zobowiązane gestapo.

Dwa miesiące później rozpoczęła się regularna inwigilacja młodzieżowych subkultur, wśród których najbardziej wyróżniały się grupy określające siebie jako swingkinder lub swingheinis. W coraz bardziej zuniformizowanym społeczeństwie ich sposób bycia rzucał się w oczy. Ubrania swingkindersów były mieszanką stylu czarnych jazzmanów, amerykańskich gangsterów z hollywoodzkich filmów i brytyjskiej mody. Chłopcy nosili długie marynarki i kolorowe szale, dziewczęta krótkie spódnice i mocny makijaż, którego według nazistowskich standardów nie wypadało stosować prawdziwej niemieckiej kobiecie.

W Hanowerze modne były popielate płaszcze i kapelusze z szerokim rondem, z kolei członkowie frankfurckiej grupy Haarlem Club propagowali typowy dla amerykańskich czarnych jazzmanów styl zootie. Żadna z grup swingkindersów nie była zaangażowana politycznie – ich członkowie chcieli po prostu dobrze się bawić przy muzyce swoich idoli – Teddy’ego Stauffera, Nata Gonelli czy Louisa Armstronga. Jednak w totalitarnym państwie sam fakt okazywania odmienności był już demonstracją polityczną. Atakowani przez nazistowską propagandę i Hitlerjugend młodzi ludzie odpowiedzieli kpiną, określając się jako swingjugend i witając „Swing heil!” – parodią hitlerowskiego pozdrowienia.

Cztery lata wolności

Nie wszystkie jednak subkultury III Rzeszy miały jazzowy i apolityczny charakter. Ok. 1936 r. w Kolonii zaczęły powstawać nieformalne grupy, określające siebie jako navajos i głoszące hasło wiecznej wojny z Hitlerjugend. Była to reakcja na coraz większe panoszenie się w mieście patroli HJ, a także wprowadzenie obowiązku przynależności do tej organizacji wszystkich młodych Niemców w wieku od 10 do 18 lat.

Jednym z mateczników navajos była robotnicza dzielnica Ehrenfeld w Kolonii. Powstaniu subkultury sprzyjał fakt, że obowiązkowa nauka w III Rzeszy kończyła się w wieku 13 lat. Wielu rodziców, zarówno z przyczyn materialnych, jak i z powodu poglądów przestawało posyłać dzieci do coraz bardziej zideologizowanych szkół. Jeśli 14-latek nie wstąpił do Hitlerjugend, miał przed sobą cztery lata życia wolne od indoktrynacji. Ta wolność kończyła się w wieku 18 lat, z chwilą obowiązkowego poboru do wojska.

Młodych ludzi przyciągał do navajos nie tylko brak panującego w Hitlerjugend wojskowego reżimu i politycznej propagandy. Powodem była też typowa dla młodzieżowych subkultur chęć obrony swojej dzielnicy przed patrolami HJ, a także fakt, że w navajos były dziewczyny. W nazistowskich organizacjach młodzieżowych panowała segregacja płciowa – do Hitlerjugend mogli należeć tylko chłopcy, dla dziewcząt został stworzony Bund Deutscher Mädel (BDM – Związek Niemieckich Dziewcząt). Do tego dochodził istotny dla nastolatków element obciachu – członkowie HJ mieli obowiązek paradować w krótkich spodenkach aż do osiągnięcia 18 roku życia.

Do pierwszych starć pomiędzy navajos a patrolami Hitlerjugend doszło w kolońskiej dzielnicy Deutz w lipcu 1936 r. Wiosną 1937 r. w dzielnicy Ehrenfeld wybuchł konflikt, który rozniósł się później na całe miasto. 5 września w odległym o 23 km Roesrath doszło do spotkania wszystkich grup navajos z Kolonii. Dwa dni później zaatakowały one członków Hitlerjugend w wesołym miasteczku Kalker: była to regularna bitwa z użyciem pałek i noży.

Wojna sprzyja subkulturom

Konsekwencją były masowe aresztowania członków navajos przez gestapo. 16 grudnia 17 z nich zostało skazanych na kary więzienia. Była to jednak dopiero zapowiedź represji, które miały się rozpocząć z chwilą wybuchu wojny.

Wprowadzenie we wrześniu 1939 r. bezwzględnej cenzury, kar za nocne włóczęgostwo, a także kary śmierci dla nieletnich przestępców oznaczało wielką zmianę w życiu młodzieżowych subkultur w Niemczech. Słuchanie śpiewanych po angielsku piosenek, ataki na patrole HJ czy nawet publiczne mówienie „dzień dobry” zamiast „Heil Hitler!” nabierały zupełnie innej wagi.

Jednocześnie powołanie do wojska najstarszych roczników zarówno Hitlerjugend, jak i navajos czy swingkindersów zmieniło charakter grup. Hitlerjugend, przekształcone z młodzieżowej organizacji w siły pomocnicze Wehrmachtu, zaczęło cierpieć na brak ludzi do patrolowania miast. Z kolei pozbawione kontroli najstarszych członków subkultury zaczęły się coraz bardziej radykalizować, skręcając w stronę otwartego łamania prawa. W rezultacie, mimo wprowadzenia w III Rzeszy drakońskich obostrzeń wobec młodzieży, działalność nieformalnych grup w czasie wojny nie tylko nie zamarła, ale nabrała jeszcze większego rozmachu.

2 marca 1940 r. gestapo przeprowadziło nocny nalot na hamburski klub Curio-Haus, w którym bawiło się ponad 400 swingkindersów. 138 młodych ludzi – 93 chłopców i 45 dziewcząt – zostało zatrzymanych za wykroczenie przeciwko państwu. Dziewczęta oskarżono dodatkowo o rozwiązłość. Wyroki były jednak łagodne – kilka tygodni aresztu, bez osadzenia w obozie koncentracyjnym.

Jazz, muzyka oporu

Ta pobłażliwość hamburskiego sądu skłoniła Artura Axmanna, dowódcę Hitlerjugend, do napisania listu do szefa gestapo Reinharda Heydricha, w którym domagał się wysyłania swingkindersów do obozów nawet na trzy lata. Jednak jazzowe imprezy w Hamburgu się nie skończyły. 18 sierpnia 1941 r. gestapo przeprowadziło tam kolejny nalot, w trakcie którego aresztowano ponad 300 młodych ludzi.

Po tym zdarzeniu swingkindersi zrezygnowali z organizowania dużych imprez, ograniczając się do prywatek na 25–30 osób, tym bardziej że od 1941 r. obowiązywał zakaz wstępu do lokali tanecznych dla osób w wieku poniżej 21 lat. Jednak również prywatki stawały się celem nalotów gestapo. Kary dla zatrzymanych były znacznie poważniejsze, gdy w sprawę zaangażował się sam szef SS Heinrich Himmler, domagający się co najmniej 3 lat w obozie koncentracyjnym dla liderów grup.

Jazz stał się muzyką oporu przeciwko nazistom nie tylko w Niemczech, ale także w Danii i Francji. W Danii, gdzie okupacja miała łagodny charakter, w jazzowych koncertach uczestniczyło jednorazowo nawet 8 tys. ludzi, a najpopularniejszą grupą w kraju był wieloetniczny zespół Harlem Kiddies. Jego wokalistka Raquel Rastenni była Żydówką. Z kolei w okupowanym Paryżu powstała jazzowa subkultura Zazou. Jej członkowie przyjęli podobny styl ubierania się jak swingkindersi i podobnie jak oni wielokrotnie ścierali się z francuskim odpowiednikiem Hitlerjugend – faszystowską organizacją Jeunesse Populaire Française.

Jazz był również chętnie słuchany przez żołnierzy AK w czasie powstania warszawskiego. W Śródmieściu działał nawet lokal, w którym grano tę muzykę. Nie wszystkim się to jednak podobało. „Nastawiłem jakąś angielską radiostację, która nadawała jazz. Jak po kamienicy rozniosła się muzyka, to podniósł się straszny krzyk. To on tam jazz nadaje, a tu trupy leżą!” – wspominał Stefan Hahn ps. Stefański z Komendy Służby Łączności AK.

Szarotkowi piraci

Oblicza się, że od 40 do 70 swingkindersów w wieku poniżej 18 lat trafiło do obozów koncentracyjnych dla nieletnich, takich jak KL Moringen czy KL Uckermark niedaleko Ravensbrück. W Moringen został osadzony m.in. 17-letni Gunter Discher, jeden z liderów z hamburskiej dzielnicy Sankt-Pauli. Z kolei pełnoletni członkowie subkultury, a także ci, którym udowodniono żydowskie pochodzenie, byli deportowani od marca 1942 r. do obozów koncentracyjnych Bergen-Belsen, Buchenwald, Harzungen, Dora-Mittelbau, Neuengamme, Ravensbrück, Sachsenhausen i Auschwitz, a także do getta w Theresienstadt. Nieznana jest ich dokładna liczba.

Swingkindersi nie byli jedyną młodzieżową subkulturą III Rzeszy tropioną przez gestapo. W miejsce częściowo rozbitych navajos powstało kilka innych grup, takich jak meuten z Lipska, których liczbę w latach 1937–39 gestapo szacowało na 1500 osób, farhtenstenze z Essen czy kittelbach piraten z Düsseldorfu. Największą jednak subkulturą stali się szarotkowi piraci – edelweiss piraten – których liczba w czasie wojny wzrosła do ok. 5 tys. osób, z czego 3 tys. przypadało na jedno tylko miasto – Kolonię.

Paradoksalnie 700-tys. wówczas, nieprzychylna nazistom Kolonia z racji swego położenia była również najczęściej bombardowanym przez alianckie lotnictwo niemieckim miastem. Od maja 1940 do marca 1945 r. jej mieszkańcy przeżyli 262 naloty bombowe, czego konsekwencją był gwałtowny wzrost liczby młodych ludzi, którzy stracili rodziny i domy. Przyłączenie się do nieformalnych grup było dla nich często nie kwestią wyboru, lecz przeżycia. Na początku wojny edelweiss piraten byli luźną subkulturą, której członkowie wyjeżdżali wspólnie za miasto, by spędzać czas z dala od nazistowskiej i rodzicielskiej kontroli, biwakować, kąpać się w jeziorach i śpiewać. Jednak w miarę, jak alianckie naloty obracały w gruzy kolejne dzielnice Kolonii, ich działania coraz częściej stały w sprzeczności z prawem.

Początkowo nazistowska policja tropiła szarotkowych piratów z powodów obyczajowych, podejrzewając, że koedukacyjne wyjazdy są okazją do seksualnych orgii z udziałem nieletnich. Szybko jednak okazało się, że większym problemem są pojawiające się na murach miasta antyhitlerowskie napisy i plakaty, a także handel skradzionymi w czasie nalotów towarami. Wiele grup edelweiss piraten rzeczywiście zaczęło ewoluować w stronę młodzieżowych gangów, czego konsekwencją były też coraz częstsze ataki na członków Hitlerjugend. „W ciągu ostatniego miesiąca żaden z dowódców oddziału 25/39 nie mógł przejść przez Hellweg czy Hofferstrasse, by odwiedzić mieszkających tam członków organizacji” – żalił się w raporcie dla gestapo jeden z liderów HJ.

Czarny Hans i inni

18 października 1943 r. w Mülheim an der Ruhr 50 członków edelweiss piraten uzbrojonych w noże, pałki i kastety zablokowało miejscową siedzibę Hitlerjugend – był to jedyny w III Rzeszy przypadek ataku na lokal nazistowskiej organizacji. Najazd był zemstą za wcześniejsze aresztowanie 30 piratów i wysłanie ich do słynącego z brutalności więzienia Brauweiler. Znacznie większa była skala represji w Kolonii, gdzie 4 grudnia 1942 r. gestapo aresztowało 739 piratów. W marcu 1943 r. do akcji przeciw członkom subkultury włączyło się również SS, czego konsekwencją były kolejne zatrzymania. Jesienią tego samego roku zakończyły się procesy przeciw piratom z Mülheim i Kolonii, jednak już w Boże Narodzenie skazani zorganizowali trwające pięć dni zamieszki w Brauweiler.

Mimo silnego ciosu, jaki otrzymali szarotkowi piraci z Kolonii, to właśnie w tym mieście doszło we wrześniu 1944 r. do strzelaniny, w trakcie której zginęło kilku funkcjonariuszy policji, SA oraz Hitlerjugend. Latem grupa ponad stu piratów nawiązała kontakt z 23-letnim Hansem Steinbrückiem, uciekinierem z obozu koncentracyjnego. Od ponad roku przebywał on w Ehrenfeld, organizując wokół siebie grupę ukrywających się komunistów, kryminalistów, robotników przymusowych i Żydów. Piraci uznali Czarnego Hansa za przywódcę i razem z nim rozpoczęli serię kradzieży samochodów i żywności, które sprzedawali na czarnym rynku. W jednej z akcji ich łupem padło 2600 kg masła o czarnorynkowej wartości 123 tys. marek.

Pieniądze były przeznaczane na przygotowanie kryjówek i zakup broni oraz materiałów wybuchowych. Podobno Steinbrück i edeleweis piraten planowali wysadzenie w powietrze głównej siedziby gestapo Kolonii, tzw. EL-DE Haus.

Odkrycie jednej z kryjówek spowodowało zmasowaną akcję nazistowskich służb, w czasie której doszło do strzelaniny. Zginęło w niej co najmniej trzech funkcjonariuszy. Do 15 października gestapo aresztowało Steinbrücka i sześciu szarotkowych piratów. Zostali oni powieszeni bez sądu w czasie publicznej egzekucji 10 listopada 1944 r. Pięciu ze straconych – Barthel Schink, Günther Schwarz, Gustav Bermel, Johann Müller i Franz Rheinberger – nie miało ukończonych 18 lat.

Po wojnie edelweiss piraten i inne subkultury III Rzeszy nie doczekały się rehabilitacji. Traktowano je jak grupy młodocianych przestępców, a ich członkowie nie otrzymali odszkodowań za nazistowskie represje. Paradoksalnie odium gangu zdjęła z piratów dopiero decyzja jerozolimskiego instytutu Yad Vashem. W 1988 r. uznał członków edelweiss piraten z Kolonii za Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata za pomoc okazaną ukrywającym się Żydom.

Polityka 17.2015 (3006) z dnia 21.04.2015; Historia; s. 66
Oryginalny tytuł tekstu: "Swing heil!"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną