Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Historia

Trzy dni, które wstrząsnęły archipelagiem

Filipiny: koniec dyktatury Marcosa

Prezydent Filipin Ferdinand Marcos z żoną Imeldą na miesiąc przed ucieczką z kraju, styczeń 1986 r. Prezydent Filipin Ferdinand Marcos z żoną Imeldą na miesiąc przed ucieczką z kraju, styczeń 1986 r. Peter Charlesworth/LightRocket / Getty Images
30 lat temu miliony Filipińczyków wyległy na ulicę, aby obalić skorumpowane rządy Ferdinanda Marcosa. Siła ludu, jak później nazwano rewolucję, usunęła dyktatora, ale jego duch wciąż krąży po kraju.
Portret Ferdinanda Marcosa w pałacu Malacanang, zdjęcie zrobione po ucieczce dyktatora.Alex Bowie/Getty Images Portret Ferdinanda Marcosa w pałacu Malacanang, zdjęcie zrobione po ucieczce dyktatora.

Na dziedzińcu przed pałacem Malacanang w Manili kilkaset osób niecierpliwie oczekiwało na rozpoczęcie uroczystości. Była godz. 10 rano 25 lutego 1986 r., dzień zaprzysiężenia prezydenta na kolejną kadencję. Atmosfera daleka była jednak od świątecznej, a zgromadzony tłum zamiast koszul i garniturów miał na sobie zwykłe T-shirty i klapki. Ferdinand i Imelda Marcosowie wyszli na szeroki taras pozdrowić publiczność. Prezydent chciał wygłosić przemówienie, ale rebelianci już wcześniej odcięli dostawy prądu. Widowni na dole pozostało więc łowić pojedyncze słowa, a ci z tyłu widzieli tylko, jak prezydent rusza ustami. Koniec tego groteskowego przedstawienia nadszedł kilka godzin później, kiedy Marcos uciekł z pałacu na pokładzie amerykańskiego śmigłowca.

Ledwie trzy dni wcześniej Marcos był jeszcze niepodzielnym władcą całych Filipin. Niezadowolenie z jego rządów narastało od dłuższego czasu, ale przełom nastąpił właśnie 22 lutego, kiedy zastępca szefa sztabu generalnego gen. Fidel Ramos z innymi wojskowymi wypowiedział posłuszeństwo prezydentowi. Frondyści zabarykadowali się w bazie Aguinaldo przy alei Objawienia się Świętych (Epifanio de los Santos Avenue). Ich przywódca, minister obrony Juan Enrile, dawniej lojalny stronnik Marcosa, wiedział, że w każdej chwili może dojść do ataku ze strony sił wiernych reżimowi. W akcie desperacji podniósł słuchawkę i wykręcił numer do siedziby arcybiskupa Manili, kardynała Jaime Sina: „Wasza eminencjo, prosimy o pomoc. Ludzie prezydenta pewnie już po nas idą”.

Kardynał był znanym przeciwnikiem prezydenta, a jednocześnie człowiekiem, który miał posłuch wśród mas. Rozmowa nie trwała długo. Sin zniknął później w prywatnej kaplicy, a kiedy wrócił, wezwał rodaków za pośrednictwem Radia Veritas, by wyszli z domów i udali się w kierunku alei Objawienia.

Polityka 9.2016 (3048) z dnia 23.02.2016; Historia; s. 58
Oryginalny tytuł tekstu: "Trzy dni, które wstrząsnęły archipelagiem"
Reklama