Koniec maja 1880 r. 34-letni Stanisław Szczepanowski pakuje do plecaka młotek geologiczny, książkę „O powstawaniu gór alpejskich” i wyrusza na półroczną wędrówkę po Karpatach. Przemierza pieszo 600 km od Żywca po Czerniowce, badając rzeźbę terenu i strukturę skał. Celem jest poszukiwanie złóż ropy naftowej.
Boom naftowy w Galicji trwa już od ponad ćwierćwiecza. Jego początkiem były szyby w okolicach Gorlic, kopane ręcznie od 1850 r. na zlecenie księcia Stanisława Jabłonowskiego. Prawdziwy rozkwit rozpoczął się wraz z wynalazkiem lampy naftowej w 1853 r. Jej konstruktor Ignacy Łukasiewicz zbudował też pierwszą na świecie rafinerię ropy w Klęczanach i rozpoczął w Bóbrce pogłębianie szybów metodą wierceń.
Gdy w Galicji zaczyna powstawać polski przemysł naftowy, Stanisław Szczepanowski jest uczniem gimnazjum w Chełmnie, w zaborze pruskim. Naukę kontynuuje w Wiedniu. W 1867 r. uzyskuje dyplom politechniki w dziedzinie chemii. Ma 18 lat, gdy rozgrywa się dramat powstania styczniowego. „W starciu z rzeczywistością romantyzm poniósł klęskę” – napisze później. Tą rzeczywistością jest świat edukacji, ekonomii, przemysłu i nowoczesnych technologii. Jeszcze po wielu latach Szczepanowski nie będzie mógł zapomnieć, jak jeden z jego profesorów, Wincenty Kletzinsky, oferował powstańcom proch bezdymny, którego nie miała rosyjska armia. I jak ta propozycja, podobnie jak oferta zakupu nowoczesnych karabinów powtarzalnych, została ze wzgardą odrzucona.
21-letni Szczepanowski nie ma jeszcze sprecyzowanych poglądów politycznych, ale czuje, że zbiurokratyzowana austriacka monarchia to nie miejsce dla niego. Fascynują go państwa, „w których inteligencja żyje nie ze stałej urzędniczej pensyi, ale z wolnego zarobku”. Kraje, gdzie motorem rozwoju jest produktywny i wykształcony „stan średni”, którego członkowie „kariery gryzipiórków, pasożytów społecznych i spekulantów zostawiają chromym i kulawym, bezkrwistym i bezmózgowym, niedołężnym i ślamazarnym i nie zazdroszczą im łatwego acz podlącego chleba”.