Wciąż znaki zapytania
71. rocznica pogromu kieleckiego. Nie ustają spory wokół tego wydarzenia
[Artykuł ukazał się w POLITYCE w lipcu 2016 roku]
Słownikowa definicja pogromem nazywa zbiorowe, gwałtowne wystąpienia jednej grupy ludności przeciw drugiej, wiążące się z prześladowaniem mniejszości narodowych i religijnych. W ich zakres wchodzą: zabójstwa, gwałty, pobicia, niszczenie dobytku, rabunek. Wydarzenia w Kielcach mieszczą się w definicji pogromu. Grupa atakowana była narodowości żydowskiej i przeciwko niej występowali Polacy (inna grupa ludności). Charakter wydarzeń opisuje przymiotnik „gwałtowny”, a w ich przebiegu znajdujemy rabunek, pobicia, zabójstwa.
Terminologia jest tylko jednym z przykładów ilustrujących różnorodność opisów pogromu Żydów w Kielcach. Już w lipcu 1946 r. nie było zgodnej narracji o kieleckiej tragedii; działacze PPR obarczali odpowiedzialnością za nią swoich przeciwników politycznych. Środowiska oskarżane przez komunistów nie miały wątpliwości, że „pogrom był zorganizowany przez bezpiekę”.
W PRL o pogromie nie pamiętano. Świadkowie żydowscy w większości wyjechali, a ich wspomnienia nie miały szansy na pojawienie się w komunistycznej rzeczywistości. Pamięć polska o pogromie miała charakter indywidualny, ukryty, nieobecny w przestrzeni publicznej. W prasie podziemnej i solidarnościowej ukazały się pojedyncze teksty poświęcone wydarzeniom z lipca 1946 r.
Badania naukowców po 1989 r. wniosły wiele nowych ustaleń, mimo to w dalszym ciągu „pewne pytania muszą zostać bez odpowiedzi, gdyż materiał dowodowy nie pozwala formułować takich odpowiedzi w sposób pewny i jednoznaczny”. Takie zdanie zapisano w 2004 r. w uzasadnieniu o umorzeniu śledztwa w sprawie wydarzeń antyżydowskich.