Adolf Hitler nie znosił sportu, w życiu się z nim nie zetknął, nie uprawiał żadnej dyscypliny. Joseph Goebbels przekonał go jednak, że sport to złota żyła propagandy. I nie mylił się. Zarówno bowiem zimowe igrzyska w Garmisch-Partenkirchen, jak i letnie w Berlinie stały się w 1936 r. wielką demonstracją potęgi III Rzeszy, szykującej się do podboju świata.
Wśród tych, którzy ulegli czarowi faszyzmu i obietnicom przestrzegania reguł igrzysk, znalazł się również twórca idei wznowienia olimpiad, francuski baron Pierre de Coubertin. Mimo ostrzeżeń kilku przyjaciół z Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego nie dostrzegł pułapki. Może dlatego, że miał już siedemdziesiątkę na karku, był mocno schorowany i w dodatku znalazł się w trudnej sytuacji finansowej. Zmarł zresztą zaraz po berlińskich igrzyskach, w wieku 74 lat, na rok przed Anschlussem, kiedy Hitler przez włączenie Austrii do III Rzeszy (1938 r.) rozpoczął de facto podbój Europy.
Postawić na swoim
MKOl przyznał Niemcom organizację kolejnych zimowych i letnich igrzysk olimpijskich na początku lat 30. jeszcze przed dojściem Hitlera do władzy. Berlin wybrano drogą korespondencyjną, bo sesję MKOl w Barcelonie pochłonęła (bezowocna zresztą) dyskusja nad zwiększeniem udziału kobiet w igrzyskach i umożliwieniem im startu w kolejnych konkurencjach i dyscyplinach. Na wybór miasta letnich igrzysk zabrakło i czasu, i frekwencji, gdyż na sesję przyjechało za mało uprawnionych do głosowania.
W ankiecie korespondencyjnej wygrał Berlin, który otrzymał 46 głosów, aż o 30 więcej niż Barcelona, gdzie z hiszpańską serdecznością przyjmowano gości. O wygranej zadecydowały nie tylko starania prezesa Niemieckiego Komitetu Olimpijskiego dr. Theodora Lewalda, ale również dyplomacja liberalnego rządu Republiki Weimarskiej.