Ciemna strona Luny
Julia Brystygierowa: najbardziej wpływowa kobieta stalinowskiej Polski
Władysław Bartoszewski trafił do więzienia na Rakowieckiej w listopadzie 1946 r. Początkowo przesłuchiwali go funkcjonariusze Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, ale szczególnie mocno wrył mu się w pamięć dzień, kiedy „do pokoju weszła przystojna brunetka, typu śródziemnomorskiego, ubrana w ciemny kostium, ciemne pończochy, o inteligentnej twarzy. Usiadła na drewnianym biurku, spuszczając jedną nogę i patrząc na mnie”.
To jeden z bardziej subtelnych opisów Julii Brystygierowej, osławionej dyrektor V departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Legenda krwawej Luny, wcielonego demona, kaleczącego szpicrutą genitalia przesłuchiwanych, żyje i ma się świetnie. Wspomnienia Anny Rószkiewicz-Litwinowiczówny, żołnierki AK więzionej w drugiej połowie lat 40., wskazują, że Brystygierowa słynęła z sadystycznych tortur zadawanych młodym mężczyznom: „W czasie przesłuchań (…) wsadzała więźniom genitalia do szuflady, gwałtownie ją zatrzaskując. Była zboczona na punkcie seksualnym, i tu miała pole do popisu”.
Przykładów takiego postępowania Julii było jeszcze parę i trudno przypuszczać, że były to tylko wyjątki. Istnieją jednak świadectwa mówiące o tym, że podczas przesłuchań Luna nikogo nie uderzyła. Stefan Staszewski, jeden z wielu komunistycznych dygnitarzy, z którymi rozmawiała Teresa Torańska, powiedział, że Brystygierowa „nie brała udziału w walce ze zbrojnym podziemiem, nie zajmowała się wymuszaniem zeznań czy montowaniem procesów, przydzielano jej zadania wymagające dużej inteligencji, typowo dywersyjne. Kulturalna, elokwentna, wcale nie krzykliwa, taka pani do towarzyskiego obcowania”. Również w rewelacjach Józefa Światły (wysokiego funkcjonariusza MBP, który w 1953 r. uciekł na Zachód), nadawanych na antenie Radia Wolna Europa, nie ma wzmianki o ewentualnych zbrodniach Luny, ale już brutalne metody pracy innego oficera MBP, Józefa Różańskiego, Światło punktuje bardzo skrupulatnie.