Historia

Krwawy raj

Niemcy w Namibii: zapomniane ludobójstwo

Pomnik żołnierza Schutztruppe, niemieckiej armii kolonialnej, i fort w Windhoek, stolicy Namibii Pomnik żołnierza Schutztruppe, niemieckiej armii kolonialnej, i fort w Windhoek, stolicy Namibii Mark Simon / The New York Times
Gdyby prokuratorzy w Norymberdze sięgnęli odrobinę głębiej w historię rodziny Hermanna Göringa, doszukaliby się – daleko, na południu Afryki – obozów śmierci i rasistowskiego ludobójstwa na długo przed dojściem Hitlera do władzy w Niemczech.
Kolmanskop – opuszczone miasto zbudowane w stylu niemieckim. Niegdyś zasiedlali je górnicy z pobliskich kopalni diamentów.Mark Simon/The New York Times Kolmanskop – opuszczone miasto zbudowane w stylu niemieckim. Niegdyś zasiedlali je górnicy z pobliskich kopalni diamentów.
Typowy dom niemiecki z przełomu wieków w Swakopmund nad AtlantykiemMark Simon/The New York Times Typowy dom niemiecki z przełomu wieków w Swakopmund nad Atlantykiem
Groby niemieckich żołnierzy poległych w 1904 r. podczas szturmu na obóz Herero na płaskowyżu Waterberg.Mark Simon/The New York Times Groby niemieckich żołnierzy poległych w 1904 r. podczas szturmu na obóz Herero na płaskowyżu Waterberg.
Herero, którzy przeżyli masakrę waterberską i wygnanie na pustynięMark Simon/The New York Times Herero, którzy przeżyli masakrę waterberską i wygnanie na pustynię
Kościół luterański w Luderitz na Wyspie RekinaMark Simon/The New York Times Kościół luterański w Luderitz na Wyspie Rekina
Pomnik Adolfa Luderitza, pierwszego niemieckiego kolonizatora w Afryce, stojący na Wyspie Rekina, gdzie był obóz koncentracyjny dla Herero.Mark Simon/The New York Times Pomnik Adolfa Luderitza, pierwszego niemieckiego kolonizatora w Afryce, stojący na Wyspie Rekina, gdzie był obóz koncentracyjny dla Herero.

Gepard, najszybsze zwierzę lądowe, przyspiesza do 100 km na godzinę prędzej niż porsche, ale szybko się tym tempem męczy. Najłatwiej na wolności spotkać go można w Namibii, dokąd z Europy rejsowymi liniami, bez międzylądowania, można dotrzeć tylko z dwóch miast: Monachium i Frankfurtu. Berlińczyk w samolocie linii Condor leci odwiedzić brata, który przeniósł się do dawnej Deutsch-Südwestafrika ponad pół wieku temu i dziś wiedzie żywot zamożnego emeryta. To któreś z rzędu odwiedziny. Bo to raj. Gdyby nie dzieci i wnuki rozsiane po Niemczech, sam by tam pewnie któregoś dnia osiadł. Gdy na lotnisku w stolicy kraju, Windhoek, kolejny czarny Namibijczyk okazuje się mieć na imię Hendrik, Wolfgang, Manfred albo Franz, staje się jasne, że Niemcy zapuścili tu głębokie korzenie.

W sklepach spożywczych słoiki z niemiecką kapustą i ogórkami, kiełbasy importowane z Niemiec. Namibijskie piwo warzy się zgodnie z Bawarskim Prawem Czystości z 1516 r.: tylko słód jęczmienny, chmiel i woda. Ulice noszą imiona dowódców wojskowych z arystokratycznych rodów. W Swakopmund nad Oceanem Atlantyckim, na rogu Moltke Strasse (Helmut Karl Bernhard von Moltke, pruski feldmarszałek, przez 30 lat szef sztabu generalnego) i Brucken, stoi Haus Hohenzollern, zbudowany w 1906 r. luksusowy hotel w stylu art nouveau – niektórzy twierdzą, że był to burdel. W sklepach z pamiątkami do nabycia kopia hełmu Schutztruppe niemieckiej armii kolonialnej, opatrzonego czerwono-biało-czarnymi insygniami Drugiej Rzeszy, i flagi imperium z surowym czarnym orłem. Redakcja „Die Republikein”, dziennika w języku afrikaans, sąsiaduje z „Allgemeine Zeitung”, pierwszą codzienną gazetą w Namibii liczącą dokładnie sto lat i jedynym w Afryce dziennikiem wydawanym po niemiecku. W gablotach muzealnego sklepiku angielskie wydanie książki „Expelled from a Beloved Country” (Wygnani z umiłowanego kraju). W pobliżu – okazały pomnik poległych „Z Bogiem, dla Kajzera i Rzeszy”. Oblany czerwoną farbą.

Na skrzyżowaniu Anton Lubowski Avenue (bohater narodowy Namibii, walczący z apartheidem potomek niemieckiej rodziny, zamordowany w wieku 37 lat na zlecenie służb specjalnych reżimu południowoafrykańskiego) i Otto Bismarck Strasse młody czarny Namibijczyk krzyczy nienagannym angielskim: – Take me at least for a day! (Weźcie mnie choćby na dzień). Blondynka w średnim wieku wyciąga z siatki jabłko, daje je chłopakowi, coś do niego mówi. Młody się uspokaja. – To dobre dziecko – wyjaśnia kobieta. – Szuka pracy. Trudno o nią, jak się niewiele umie. Mówi po angielsku z ciężkim niemieckim akcentem. Podobnie jak większość ekspedientek i właścicielek licznych tutejszych sklepów z pamiątkami.

Namib i Namibia

Młoda blondynka pilotująca czteroosobowy samolot lecący w środek pustyni Namib pokazuje instalacje odsalania wody morskiej, gigantyczne stada flamingów i parę szakali kręcących się wśród wydm. Namib ma prawie 2 tys. km długości i 80–200 km szerokości. To jedyna prawdziwa pustynia w Afryce na południe od równika, bo Kalahari, największa na świecie połać luźnych piasków (trzy razy terytorium Polski), nie jest wystarczająco sucha, aby zasłużyć na miano pustyni. Niekończące się i zmieniające kolor – od wszelkich odcieni żółci po czerwień – wydmy Namibu jednych przerażają, innych wprawiają w zachwyt albo inspirują. Tu kręcono takie filmy jak „2001: Odyseja kosmiczna” i „Mad Max: Na drodze gniewu”. O stolik w restauracji rybnej w Swakopmund trudno, bo w pobliskiej Walvis Bay zjawili się właśnie Tom Cruise i Russel Crowe ze świtą, aby kręcić film „The Mummy”.

Na pustynnej drodze przewodnik Orlando z dumą opowiada, jak jego kraj skutecznie walczy z korupcją, która zżera większość Afryki – w międzynarodowych rankingach w tej akurat konkurencji Namibia wypada lepiej niż Węgry, Słowacja czy Włochy. Orlando nie znajduje dobrego słowa dla Angoli, sąsiada z północy, jednego z najbardziej skorumpowanych krajów świata, gdzie córka prezydenta – wykształconego w Moskwie i sprawującego władzę od ponad 35 lat – dorobiła się miliardów na diamentach i telekomunikacji. Ale gospodarka Namibii kuleje. Ludzie żyją głównie z rolnictwa, górnictwa (diamenty, miedź i uran) – i coraz częściej z turystyki, choć największym pracodawcą pozostaje rząd. Dochód na głowę, liczony wedle siły nabywczej, to jak na afrykańskie standardy całkiem przyzwoite 11 tys. dol. rocznie – trzy razy tyle co w sąsiadującej z Namibią Zambii, niemal dwa razy tyle co w Angoli, ale znacznie mniej niż w Botswanie – sąsiedzie ze wschodu. W Namibii wyższy niż w większości Afryki jest odsetek białych, a tym powodzi się znacznie lepiej niż czarnym, więc ciągną średnią w górę. Oficjalna stopa bezrobocia to 30 proc., a ilu rzeczywiście cierpi nędzę, tego nikt nie wie. Orlando chwali obecnego prezydenta głównie za to, że podwoił z 35 do 70 dol. miesięczną emeryturę.

Pierwsi mieszkańcy tego regionu to naród San, zwany do dziś Buszmenami, potomkowie człowieka epoki kamiennej. To ich dziełem są liczące tysiące lat zdumiewające, zachowane do dziś ryciny na skałach, przedstawiające zwierzęta, sceny z życia codziennego i mistyczne ceremonie religijne. Ok. XVII w. nadciągnęły, głównie z północy kontynentu, inne ludy, w tym Herero, którzy szybko stali się dominującą siłą. Z południa nadeszli Nama – koczowniczy lud spokrewniony z Buszmenami, przemierzający tereny południa Afryki od ok. 30 tys. lat – których później Europejczycy nazwali Hotentotami.

Fort Vogelsang

Jeszcze w 1880 r. Niemcy nie miały żadnej kolonii w Afryce. Zaczęło się to szybko zmieniać, gdy wiosną 1883 r. w najbardziej na południe wysuniętym zakątku dzisiejszej Namibii nieznany nikomu Heinrich Vogelsang postawił przywiezioną z Europy prefabrykowaną chałupę, którą nazwał Fort Vogelsang. Reprezentował swego pryncypała Adolfa Luderitza, handlarza towarów kolonialnych z Bremy. Kupcy z Hamburga i Bremy, podobnie jak ich brytyjscy, francuscy czy amerykańscy konkurenci, zaczęli zarabiać na handlu z Afryką duże pieniądze. Tyle że dla nich biznes był bardziej ryzykowny, bo zależny od dostępu do rynków kontrolowanych przez Londyn i Paryż. Podsunęło to Luderitzowi pomysł zawłaszczenia terenów wciąż wolnych od czyjejkolwiek dominacji, a takim była dzisiejsza Namibia.

Potrzebował do tego wsparcia Berlina, tymczasem kanclerz Rzeszy Niemieckiej Otto von Bismarck mówił: „Tak długo, jak jestem kanclerzem, nie będziemy prowadzić polityki kolonizacji”. Niemcom brakowało silnej floty. Bismarck był skłonny wysłać kanonierki, aby kogoś postraszyć, ale kolonie to coś innego. Dość szybko uległ jednak publicznej presji i w kwietniu 1884 r. poinformował Luderitza, że jego prywatna kolonia może liczyć na wsparcie Berlina. Pod koniec 1884 r. pod kontrolą Rzeszy znalazło się blisko 2,5 mln km kw. w Afryce, a 14 mln Afrykanów stało się, przynajmniej w teorii, poddanymi Rzeszy Niemieckiej. Deutsch-Südwestafrika, czyli Niemiecka Afryka Południowo-Zachodnia: była jedyną, w której osiedliło się wielu Niemców.

W maju 1885 r. przybył tu, jako pierwszy Reichkommissar nowej kolonii, Heinrich Ernst Göring, ojciec późniejszego szefa Luftwaffe, prowincjonalny sędzia, który z powodu urodzenia na granicy niemiecko-holenderskiej władał biegle holenderskim, językiem używanym przez ludy Herero i Nama. Niemieckie rządy zaczęły się od oszustw, intryg i notorycznie łamanych układów z tubylcami, potem nadszedł czas konfiskaty mienia i gwałcenia kobiet. Kolejne bunty miejscowych tłumiono mniej lub bardziej krwawo, ale trzymało się to z grubsza w ramach kolonialnych standardów. Aż do chwili, gdy do rebelii kilku szczepów Nama w styczniu 1904 r. dołączyli Herero.

Wówczas Berlin wysłał ekspedycję wojskową w sile 15 tys. żołnierzy. Jej dowódca gen. Lothar von Trotha nie ukrywał celu ostatecznego: zniszczyć każdego Herero znajdującego się w granicach Deutsch-Südwestafrika. Mężczyzn kazał zabijać na miejscu, a kobiety i dzieci zagnać na pustynię, bo tam czekać miała pewna śmierć z głodu i pragnienia. Alfred von Schlieffen, szef sztabu generalnego cesarstwa, aprobował poczynania swego generała.

Holocaust kajzera

Tych, którzy przeżyli wojnę i pustynię, wysyłano do obozów koncentracyjnych. Na Shark Island, czyli Wyspie Rekina, kilkaset metrów od lądu stałego, zbudowano pierwszy nowoczesny obóz śmierci. Zmarło w nim ok. 80 proc. więźniów. Prowadzono na nich eksperymenty medyczne. Dr Hugo Bofinger wstrzykiwał Herero arszenik i opium. Zoolog Leopard Schultze zabiegał o części ciał „świeżych trupów”. A dr Eugen Fisher badał ludzkie czaszki. Szacuje się, że 3 tys. takich czaszek wysłano do Niemiec. Używał ich później, utworzony w 1927 r. pod kierunkiem dr. Fischera, berliński Kaiser Wilhelm Institut für Anthropologie, menschliche Erblehre und Eugenik, w Trzeciej Rzeszy centrum naukowych badań nad rasizmem, eugeniką i innymi teoriami o wyższości ras. Tu brylował Josef Mengele. W 1933 r. Hitler mianował Fishera rektorem berlińskiego Friedrich-Wilhelms-Universität, dzisiejszego Uniwersytetu Humboldta.

W pobliżu Wyspy Rekina nurkowie znajdowali sterty ludzkich kości i stalowych kajdan. Na masowe groby natrafiono też pod stacją kolejową w Windhoek i na obrzeżach Swakopmund. W wyniku pierwszego masowego ludobójstwa w XX w. w latach 1904–07 Niemcy zabili 10 tys. Nama (połowę narodu) i co najmniej 65 tys. Herero (ok. 85 proc. populacji). Ciężkie straty ponieśli też Himba, blisko spokrewnieni z Herero. Niektóre klany wybito w pień. Tych, którzy przetrwali obozy koncentracyjne, formalnie uwolniono w akcie łaski w rocznicę urodzin kajzera w styczniu 1908 r., lecz niektóre obozy jeszcze jakiś czas funkcjonowały, bo potrzebne były ręce do pracy przy budowie kolei Luderitz–Keetmanshoop.

Gdy do Europy docierały wieści o niemieckim heroizmie w Afryce i o barbarzyństwie czarnych, Hitler był nastolatkiem. Niedługo po upadku Drugiej Rzeszy napotkał weterana wojny przeciwko Herero i Nama Franza von Eppa, gdy ten żarliwie propagował potrzebę większej przestrzeni życiowej dla Niemców kosztem „niższych ras”, czy to w Afryce, czy w Europie Wschodniej. Gdy von Epp tworzył ultraprawicowe bojówki, złożone głównie z weteranów, jednym z jego podwładnych był Ernst Röhm, później szef SA. Brunatne koszule, jakie nosili bojówkarze, zaprojektowano pierwotnie dla kolonialnych oddziałów Schutztruppe operujących na sawannach Afryki, a Röhm i Hitler nabyli ich nadwyżki dzięki koneksjom z von Eppem, od 1922 r. generałem.

Benjamin Madley z Yale University przypomina, że niemieckie terminy Lebensraum i Konzentrationslager to nie wymysł reżimu Hitlera, i stawia pytanie: czy kolonizacja dzisiejszej Namibii przez kajzerowską Rzeszę i ludobójstwo Herero i Nama stanowiło inspirację dla nazistowskich planów podbicia Europy Wschodniej, wymordowania milionów Słowian i eksterminacji Żydów i Romów?

Historię metodycznego niszczenia rdzennych mieszkańców Namibii doskonale dokumentuje wydana w 2010 r. w Londynie książka „The Kaiser’s Holocaust: Germany’s Forgotten Genocide and the Colonial Roots of Nazism”. (Holocaust kajzera: Zapomniane ludobójstwo Niemiec i kolonialne korzenie nazizmu). Jej autorzy, Casper W. Erichsen i David Olusogo, przypominają, że proces norymberski opisał nazizm jako aberrację w europejskiej historii, a nazistów jako wcześniej niespotykane potwory, których bestialstwo nie miało precedensu. Ale to fałszywy wniosek, gdyż prokuratorzy w Norymberdze za punkt zero dla swych rozważań obrali 1914 r., uznając wybuch pierwszej wojny światowej za początek barbarzyństwa, którego kulminacją był nazizm i tragedia Holocaustu. Proces Hermanna Göringa po drugiej wojnie trwał 218 dni. Lecz tylko cztery zdania jego zeznań dotyczą okresu sprzed 1914 r.

Tymczasem Deutsch-Südwestafrika, która dokonała swego żywota w 1915 r. w wyniku inwazji aliantów, pozostaje w pamięci wielu Niemców jako raj utracony. Namibii zwrócono kilkaset czaszek Herero i Nama. Wykluczono reparacje. W 2015 r. przewodniczący Bundestagu Norbert Lammert napisał w „Die Zeit”, że każdy, kto określa turecką masakrę Ormian w 1915 r. jako ludobójstwo, musi przyznać, że zbrodnie popełnione dekadę wcześniej przez armię niemiecką w dzisiejszej Namibii zasługują na taką samą kwalifikację. Kanclerz Angela Merkel zapowiedziała, że Niemcy wkrótce formalnie przeproszą za wymordowanie namibijskiego ludu Herero ponad wiek temu.

Andrzej Lubowski, fotografie Mike Simon/NYT

Polityka 43.2016 (3082) z dnia 18.10.2016; Na własne oczy; s. 100
Oryginalny tytuł tekstu: "Krwawy raj"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną