Wielka Wojna trwała już ponad dwa lata. Koniec 1916 r. nie zapowiadał rozstrzygnięcia – linia frontu zachodniego, ustalona po bitwie nad Marną, niemal nie drgnęła. Prowadzone przez obie strony walki na wyczerpanie osłabiały je w równym stopniu. Bitwa pod Verdun, zaplanowana przez niemieckiego szefa sztabu generalnego gen. Ericha von Falkenhayna, miała wykrwawić francuską armię. Jednak trwająca dziesięć miesięcy hekatomba nie przyniosła rozstrzygnięcia – Francuzi od lutego do grudnia stracili w walkach o forty Verdun niemal tylu żołnierzy, co Niemcy (162 tys. zabitych po stronie francuskiej, po niemieckiej 143 tys.). Podobny pomysł mieli alianci, rozpoczynając 1 lipca ofensywę nad Sommą – tam straty okazały się jeszcze wyższe. W pięciomiesięcznej bitwie zginęło 146 tys. żołnierzy alianckich i 164 tys. niemieckich, nie licząc rannych, trwale okaleczonych i wziętych do niewoli. Pod koniec roku obie strony zdały sobie sprawę, że rozstrzygnięcie na Zachodzie, najważniejszym froncie Wielkiej Wojny, bez zmiany układu sił nie będzie możliwe.
Alianci, szczególnie Brytyjczycy, pokładali wielkie nadzieje w przystąpieniu do wojny Stanów Zjednoczonych, zakładając słusznie, że olbrzymi potencjał przemysłowy i demograficzny USA przechyli szalę na stronę ententy. Problem polegał na tym, że mimo licznych i oczywistych, głównie gospodarczych i politycznych, związków pomiędzy Wielką Brytanią a Stanami Zjednoczonymi, te ostatnie nie paliły się do wypowiadania wojny Niemcom. Największą przeszkodę dla brytyjskiej polityki stanowił demokratyczny prezydent Woodrow Wilson, zdecydowany przeciwnik zaangażowania w militarny konflikt. Powołany w listopadzie 1916 r. na drugą kadencję, obiecywał w kampanii wyborczej zachowanie przez USA neutralności.