W jednym z ogłoszeń pod koniec lat 40. tak namawiano robotników na spędzenie wolnego czasu: „ZAKOPANE. Wycieczki zrzeszeń w ramach UNRRA, załóg fabrycznych etc. do Zakopanego z wyjazdem kolejką linową na Kasprowy Wierch (1980 m) i kolejką terenową na Gubałówkę lokuje Zarząd Pensjonatu SAS przy dworcu kolejowym w Zakopanem. Wskazane wysłanie delegata-kwatermistrza wycieczki na pół dnia naprzód”.
Wydawać być się mogło, że zakończenie drugiej wojny światowej to moment, kiedy trudno było społeczeństwu myśleć o urlopach czy odpoczynku. Jednak socjolog Hanna Świda-Ziemba pisała o zjawisku, które nazwała „dynamiką odradzania życia” i dowodziła: „Polacy zachowywali się po wojnie tak, jakby ową klęskę i wrogość wobec nowej władzy brali w nawias, dążąc właśnie do odrodzenia życia. (…) Nowe tereny »Ziem Odzyskanych« stanowiły także kuszącą perspektywę, jeśli nie możności urządzenia się, to choć spędzenia wakacji w nieznanych miejscowościach (prawie jak za granicą): Karpacz, Szklarska Poręba, Międzyzdroje itd.”.
Piżama kontra gatki
Dodajmy – wszystkie te miejscowości znajdowały się w strefie nadgranicznej, co może nie uniemożliwiało uprawiania turystyki (poza terenami wyłączonymi przez wojsko), ale skutecznie ją hamowało. Wycieczki miały obowiązek zgłaszania się w placówkach Wojsk Ochrony Pogranicza (WOP) i uzyskiwały zezwolenie wejścia na teren przygraniczny określonym szlakiem. Przewodnik musiał okazać specjalną przepustkę, a wycieczki przed zapadnięciem zmroku opuszczały strefę przygraniczną. Surowiej traktowano turystów indywidualnych, jako że zdarzały się przypadki nielegalnego przekraczania granicy pod pozorem wypraw krajoznawczych. Turystom indywidualnym wydawano przepustkę, z reguły zabierając dowód osobisty.