Siostry Soong nie były Chinkami z interioru, gdzie na przełomie XIX i XX w. wciąż panowały stosunki azjatyckiego średniowiecza. Nie były też Chinkami ze skostniałego Pekinu. Rodzina Soong mieszkała w Szanghaju, szalonej azjatyckiej stolicy, enklawie ostentacyjnego bogactwa, gdzie mieściła się połowa chińskiego przemysłu, a kobiety nosiły krótkie sukienki i trwałą ondulację. Dla Chinek siostry Soong stały się wzorcem zupełnie nowego typu kobiet. A było w czym wybierać, bo każda z nich chciała czegoś innego i losy każdej potoczyły się inaczej. Ale to dzięki nim rodzina Soongów stała się najpotężniejszym klanem Chin, i to zarówno politycznie, jak finansowo. Miały wprawdzie trzech braci, ale tylko jeden z nich stał się znaczącą postacią chińskiej polityki.
Panny Soong wychowały się i kształciły w USA. Ich ojciec nie tylko był pastorem chińskich metodystów, ale też doskonale radził sobie z problemami życia doczesnego: zrobił majątek jako bankier i wydawca. Popierał Sun Yatsena, nową gwiazdę tamtejszej polityki, nazywanego ojcem nowoczesnych Chin. Od lat w kraju wrzało i wybuchały kolejne bunty. Brak było jednak wśród opozycji koordynacji działań – zgadzano się jedynie co do tego, że należy obalić panującą dynastię. Sun Yatsen potrafił stworzyć Ligę Związkową (z siedzibą w Tokio) – czapę nad rozmaitymi frakcjami. Sformułował też trzy zasady, na tyle ogólne, że każdy mógł sobie dopasować do nich własną treść. To, przyznajmy, ważne. Chodziło, po pierwsze, o niezależność od cudzoziemców (tzw. nacjonalizm). Druga zasada dotyczyła dobrobytu ludu, a trzecia jego suwerenności (czyli stopniowej demokratyzacji). Kiedy 10 października 1911 r. wybuchło kolejne powstanie – przypadkowe i nieplanowane, ale tym razem skuteczne – Sun Yatsena obrano w Nankinie tymczasowym prezydentem republiki.