Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Historia

Alternatywa możliwa

Skąd tyle kontrowersji wokół Karola Marksa

Sięgając dziś po Marksa, trzeba mieć świadomość, że nigdy nie sformułował on odpowiedzi na pytanie o koniec kapitalizmu. Sięgając dziś po Marksa, trzeba mieć świadomość, że nigdy nie sformułował on odpowiedzi na pytanie o koniec kapitalizmu. Cris Faga/LatinContent / Getty Images
Karol Marks opublikował 150 lat temu I tom „Kapitału”. Spory o sens i znaczenie jego teorii trwają do dziś. Wątpliwości nie ma jedynie Robert Krasowski w swej prezentacji marksowskiego dorobku.
Marks nieustannie modyfikował swoje przemyślenia pod wpływem nowych danych.Hendrik Schmidt/DPA/PAP Marks nieustannie modyfikował swoje przemyślenia pod wpływem nowych danych.

Sięganie po Marksa nie jest zabawą zapałkami, wszystko, co w nim było groźne, dawno zamokło. Jego projekt jest politycznie równie martwy, jak państwo Platona. Ale jest też drugi powód jego nieważności, będący triumfem diagnozy Marksa. Rynek światowy stał się taką potęgą, że nikogo się bać nie musi. Ani Marksa, ani lewicy, ani zapałek” – napisał Robert Krasowski w zakończeniu tekstu „Totalny człowiek Marksa” (POLITYKA 17/18). Stwierdzenie mocne, na miarę tezy o „końcu historii” Francisa Fukuyamy sprzed ćwierćwiecza i deklaracji TINA – „There Is No Alternative” Margaret Thatcher, która również uznała, że nie ma alternatywy dla wolnorynkowego kapitalizmu.

Stwierdzenie mało więc oryginalne, choć dość odważne w sytuacji trwającego już dekadę kryzysu tego systemu. Już nie tylko lewicowi krytycy kapitalizmu, ale także liberałowie zwracają uwagę, że silnik napędzający to, co dla systemu najważniejsze – akumulację kapitału, szwankuje i żywi się głównie spekulacjami finansowymi oraz długiem zaciąganym wobec przyszłości. Oznaki choroby to malejący dynamizm, coraz słabsze tempo innowacji i rosnące w biliony dolarów zasoby finansowe trzymane bezproduktywnie w korporacyjnych kasach oraz rajach podatkowych. Czy ta zadyszka oznacza koniec kapitalizmu? Do takiej odpowiedzi skłaniają się autorzy tak różni, jak Paul Mason, Jeremy Rifkin, Immanuel Wallerstein czy Wolfgang Streeck. Czy może też po raz kolejny kryzys stanie się okazją do systemowej reorganizacji i przekształcenia do jakiejś nowej wersji, np. zielonego kapitalizmu?

Najbezpieczniejszą odpowiedź zaproponował Zygmunt Bauman, który w swych ostatnich pracach odwoływał się do koncepcji interregnum – bezkrólewia, ukutej w okresie międzywojennym przez włoskiego marksistę Antonio Gramsciego. Oznacza ona sytuację, kiedy stary ład wyczerpał się, świat zaczynają drążyć coraz liczniejsze patologie, a w narastającym chaosie dojrzewają kryształy nowej rzeczywistości. Trudno o lepszą ilustrację tego procesu niż polityczne paroksyzmy ostatniego roku: brexit–Trump–Macron, wstrząsające centrum systemu zglobalizowanego kapitalizmu. Co się z tych paroksyzmów wyłoni? Czy skazani jesteśmy na triumf nieustraszonego światowego rynku? Radzę odkurzyć Marksa, nie jest tak martwy i bezużyteczny, jak się Robertowi Krasowskiemu wydaje.

Sięgając dziś po Marksa, trzeba mieć jednak świadomość, że nigdy nie sformułował on odpowiedzi na pytanie o koniec kapitalizmu. Przez całe życie opisywał niezwykle złożony i ewoluujący system zdolny do rewolucjonizowania samego siebie i ciągłego odnawiania pod wpływem kryzysów. Na podstawie swych analiz nie odważył się jednak sformułować przypisywanej mu zusammenbruchstheorie, tezy o nieuchronnym upadku kapitalizmu pod wpływem narastających wewnętrznych sprzeczności. Trzeci tom „Kapitału” opublikowany przez Fryderyka Engelsa z pozostawionych przez Marksa materiałów w 1894 r. nie przyniósł wyczekiwanej w środowiskach socjalistycznych i komunistycznych odpowiedzi, choć pojawia się w nim słowo zusammenbruch. Jego autorem jest jednak Engels, który w procesie redakcyjnym postanowił „podkręcić” zbyt nieśmiało wyrażone stanowisko oryginalne.

Ta drobna pozornie poprawka edycyjna nadała niezwykłej dynamiki rozwojowi marksizmu i wewnętrznych sporów, czego najlepszym wyrazem była ostra krytyka teorii upadku przygotowana przez Eduarda Bernsteina i opublikowana już po śmierci Engelsa w 1895 r. Bernstein został okrzyknięty rewizjonistą – pierwszym heretykiem kwestionującym ortodoksyjną jakoby myśl rewolucyjną Karola Marksa. W późniejszych czasach kodyfikacji marksizmu w system diamatu – materializmu dialektycznego – etykieta rewizjonizmu oznaczała śmiertelne zagrożenie. W istocie jednak pierwszym, i to notorycznym, rewizjonistą był sam Karol Marks podkreślający, że nie jest marksistą.

Rozjazd między Marksem prawdziwym a mitycznym fundatorem rewolucyjnego marksizmu zaczął się tuż po śmierci autora „Kapitału” w 1883 r. Wbrew temu, co pisze Robert Krasowski, to nie Lenin i radziecka propaganda wykreowali Marksa. Pozycję głównego teoretyka i krytyka kapitalizmu przyniósł mu I tom „Kapitału” opublikowany w 1867 r. Bez Marksa nie zostałby socjalistą Józef Piłsudski, o czym pisał we wspomnieniu z początku XX stulecia (choć Piłsudski nie był marksistą, uznał lekturę „Kapitału” za pożywniejszą od dzieł Spencera i to ona pomogła mu ugruntować się w socjalistycznych przekonaniach).

Bez Marksa trudno sobie wyobrazić rozwój niemieckiej socjaldemokracji, najsilniejszego pod koniec XIX w. marksistowskiego ruchu socjalistycznego. To właśnie na potrzeby tego ruchu Fryderyk Engels po śmierci swego przyjaciela zaczął tworzyć jego kult i obraz, jaki upowszechnił się w XX w. Obraz odkrywcy obiektywnych praw rozwoju dziejowego, twórcy spójnego i jednoznacznego systemu badania rzeczywistości. Gareth Stedman Jones w najnowszej, monumentalnej biografii Marksa z 2016 r. „Karl Marx. Greatness and Illusion” (Karol Marks. Wielkość i iluzja) pokazuje, jak bardzo różnił się od tej XX-wiecznej ikony prawdziwy Marks XIX-wieczny.

Kim więc był Marks? Niewątpliwie, jak lakonicznie stwierdził Leszek Kołakowski, „Marks był niemieckim filozofem”. To ważne stwierdzenie, które zachęciło wielu innych filozofów do wyjaśnienia istoty filozoficznego myślenia autora „Kapitału”. Czy jednak rzeczywiście, jak twierdzi Robert Krasowski, problem Marksa został z filozoficznego punktu widzenia wyczerpany? Czy nic już nie można dodać po analizie Marksa jako „filozofa wolności” przedstawionej przez Andrzeja Walickiego w opracowaniu „Marksizm i skok do królestwa wolności”? Czy do końca historii należy jeszcze także dołożyć koniec historii idei?

Problem z Marksem polega na tym, że ciągle kompletowane są i czytane jego teksty. Wynika z nich, że autora „Kapitału” nie sposób interpretować jako filozofa tworzącego zamknięty system pojęciowy i aparat interpretacji rzeczywistości. Owszem, jako uczeń Hegla posługiwał się metodą dialektyczną, zwracając uwagę, że to sprzeczności napędzają rozwój świata. Nie dążył jednak do syntezy, uznając, że przyszłość jest otwarta. Jak pisze brytyjski socjalista Alex Callinikos w „The Revolutionary Ideas of Karl Marx” (Rewolucyjne idee Karola Marksa): „socjalizm oznacza samoemancypację klasy robotniczej. Tylko na skutek własnego wysiłku robotnicy mogą obalić kapitalizm. Są sami dla siebie wyzwolicielami. Nikt inny, poza nimi samymi, nie może zbudować im socjalizmu”.

Co w takim razie z przypisywanym Marksowi przekonaniem o determinizmie dziejowym? Tu warto sięgnąć do wydanego właśnie po polsku przez wydawnictwo Heterodox „Przewodnika po Kapitale Karola Marksa” Davida Harveya. Harvey rozszyfrowuje marksowski sposób myślenia o ewolucji systemów społecznych (a więc także biegu historii), pokazując, że rozwój ten kształtuje sześć czynników: stosunek do przyrody, sposoby produkcji, technologia, stosunki społeczne, reprodukcja życia codziennego, mentalne przedstawienie świata. Wszystkie te czynniki należy rozpatrywać łącznie, bo oddziałują na siebie wzajemnie. Suma tych oddziaływań jest tak złożona, że nie sposób przewidywać przyszłości. Tak więc Marks, owszem, odrzuca przypadkowość (za przypadkowość krytykował teorię ewolucji Darwina), wskazując, że rozwój systemów społecznych jest zdeterminowany. Tyle tylko, że wieloma współoddziałującymi czynnikami.

Świadomość tej złożoności powodowała, że Marks nieustannie modyfikował swoje przemyślenia pod wpływem nowych danych. Jako filozof posługiwał się metodą konkretnej abstrakcji, tzn. analizując rzeczywistość, próbował dotrzeć do uniwersalnego sedna problemu. Dlatego zaczyna I tom „Kapitału” od analizy pojęcia towaru. Poprzez tę analizę odkrywa kolejne kluczowe elementy tworzące kapitalizm jako system akumulacji i cyrkulacji kapitału oparty na wyzysku pracy ludzkiej. Dążąc do filozoficznej abstrakcji, wystrzegał się jednak uproszczeń rzeczywistości.

Doskonale widać to w „Uwagach na marginesie programu Niemieckiej Partii Robotniczej”, czyli tzw. „Krytyce programu gotajskiego” z 1875 r. Program ów zaczynają słowa „Praca jest źródłem wszelkiego bogactwa i wszelkiej kultury”. Marks, filozof i teoretyk pracy (słusznie zwraca na to uwagę Robert Krasowski), powinien przyklasnąć z entuzjazmem. Tymczasem wbija szpilę: „Praca nie jest źródłem wszelkiego bogactwa. Przyroda jest w równej mierze źródłem wartości użytkowych (a one to przecież stanowią rzeczowe bogactwo!), jak i praca, która sama jest tylko przejawem jednej z sił przyrody, ludzkiej siły roboczej”.

Marks, w przeciwieństwie do większości XIX- i XX-wiecznych myślicieli nie przeciwstawiał natury kulturze. Dowodził jedności świata społeczno-przyrodniczego. Jednocześnie też pokazywał, jak złożona jest struktura kapitalistycznej eksploatacji, której pełne koszty były i ciągle są ukrywane poprzez m.in. traktowanie degradacji środowiska jako kosztów zewnętrznych, które nie są wliczane do rachunku ekonomicznego korporacji. Doskonale to ekologiczne uwikłanie kapitalizmu od samego początku jego rozwoju opisuje współczesny ekomarksista Jason W. Moore w książce „Capitalism in the Web of Life” (Kapitalizm w sieci życia).

Metodę Marksa polegającą na ciągłym konfrontowaniu myślenia abstrakcyjnego z rozwijającą się rzeczywistością, zwłaszcza polityczną, doskonale rozszyfrowuje Kevin B. Anderson w książce „Marx at the Margins. On Nationalism, Ethnicity, and Non-Western Societies” (Marks na obrzeżach. O nacjonalizmie, etniczności i społeczeństwach niezachodnich). Wiele uwagi poświęca w niej fascynacji Polską, jakiej Marks uległ już w młodości i pozostał wierny do samego końca. Autor „Kapitału” uważał Polaków za naród uniwersalny, który walcząc o swoją niepodległość, realizuje jednocześnie postulaty rewolucyjnego ruchu socjalistycznego.

I tak Konstytucja 3 maja była zdaniem Marksa pierwszym przykładem samoograniczenia klasy panującej w imię antyfeudalnych reform. Z kolei powstanie krakowskie 1846 r. stało się dla Marksa pierwszym zrywem rewolucyjnym niosącym w sobie ziarna projektu socjalistycznego.

Dla zrozumienia samego Marksa ważna jest jednak nie tyle jego fascynacja Polską i Polakami, ile metoda pracy. Entuzjazm nie był jedynie efektem doniesień prasowych, Marks poświęcił studiowaniu historii Polski całe lata, czytając m.in. Ludwika Mierosławskiego i Joachima Lelewela. Z podobną pasją zajmował się problemem Irlandii, bo z kolei w powstańczych skłonnościach Irlandczyków widział szansę na zmiany w Imperium Brytyjskim. I z taką samą pilnością w ostatnich latach życia studiował kwestie etnologiczne dotyczące życia wiejskiego w Rosji, Indiach, wspólnot przedfeudalnych spoza europejskiego centrum.

Te właśnie późne studia Marksa odsłaniają Kevin B. Anderson czy Lucia Pradella, pokazując, że autor „Kapitału” odszedł z czasem od uniwersalistycznej i deterministycznej koncepcji rozwoju systemów społeczno-gospodarczych, przyjmując wielość możliwych dróg włącznie z możliwością socjalistycznej transformacji bez rozwiniętego przemysłu, a w oparciu np. o wspólnotowe formy własności wiejskiej. To właśnie dlatego Gareth Stedman Jones konkluduje swą biografię stwierdzeniem, że Marks nie był teoretykiem rewolucji rozumianej jako wydarzenie, które można opowiedzieć w podręcznikach przez takie obrazy, jak zburzenie Bastylii czy szturm na Pałac Zimowy. Rewolucja dla niego to kształtowany przez polityczny podmiot proces dziejący się w konkretnych warunkach historycznych określonych przez współoddziaływanie wielu sił.

Spostrzeżenie, że Marks był filozofem otwartego procesu, a nie wieńczącej dzieło esencji, zaskakuje, zwłaszcza w świetle przytaczanych przez Roberta Krasowskiego wizji komunizmu jako skoku z królestwa konieczności do królestwa wolności. Kim był w takim razie prawdziwy Marks: bezwzględnym i jednocześnie nieskutecznym rewolucjonistą bez żadnego wpływu na otoczenie w okresie swego życia i wyniesionym na ołtarze dopiero po śmierci? Czy jednak kimś innym, kogo zaczynamy rozumieć dopiero dzisiaj, odkrywając, że zostawił wiele podpowiedzi i narzędzi do analizowana współczesnego, zglobalizowanego i wielokulturowego kapitalizmu w czasie wielkiego kryzysu?

Fragmenty o przyrodzie czy technice, zwłaszcza słynny „fragment o maszynach” z „Zarysu krytyki ekonomii politycznej” doskonale opisują świat epoki internetu i „intelektu powszechnego” (General Intellect), czyli czas, w którym obdarzony swoistą inteligencją system techniczny staje się podstawą dla funkcjonowania społeczeństwa i gospodarki. W końcu koncepcja człowieka, którą wydobywa z myśli Marksa Etienne Balibar w książce „Filozofia Marksa”. Otóż w słynnych „Tezach o Feuerbachu” Marks (teza 6) napisał: „Ale istota człowieka to nie abstrakcja tkwiąca w poszczególnej jednostce. Jest ona w swojej rzeczywistości całokształtem stosunków społecznych”. Jak wyjaśnia Balibar, Marks proponuje trans-indywidualną koncepcję człowieka, który staje się sobą w relacji z innymi. Nie jest wyizolowaną monadą, ale też nie jest tylko trybem w dominującej społecznej całości, bo ta całość powstaje z międzyludzkich, dynamicznych relacji. To właśnie te relacje, stosunki społeczne, o których decydują takie czynniki, jak władza, własność, praca, tworzą nie tylko społeczeństwo, ale także wytwarzają istotę systemu kapitalistycznego – kapitał.

Czy Marks jako filozof relacji międzyludzkich i procesów społecznych może być groźny? Czy może jeszcze dostarczyć paliwa do rewolucji? Współcześni socjaliści, jak Kojin Karatani, Terry Eagleton, Alex Callikos, przekonują, że rewolucja już trwa. „Intelekt powszechny” wcielony w relacje międzyludzkie poszukuje politycznego ciała, przez które mógłby wyrazić projekt zdolny uratować świat przed apokalipsą, do jakiej prowadzi pozbawiony kontroli zglobalizowany kapitał buszujący na światowym rynku. Czy znajdzie?

Robert Krasowski, niczym ortodoksyjny marksista, zna odpowiedź. Ja jednak wolę zaufać samemu Marksowi i stwierdzić, że odpowiedź nie jest zdeterminowana i trzeba ją stworzyć poprzez społeczną oraz polityczną praktykę. Bo teoria podpowiada, że alternatywa jest możliwa.

Polityka 23.2017 (3113) z dnia 06.06.2017; Historia; s. 24
Oryginalny tytuł tekstu: "Alternatywa możliwa"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną