Najciemniej jest przed świtem. Na przełomie lat 1945–46 Giedroyc mógł czuć, jak wokół zapadają ciemności. Był rozbitkiem z okrętu o nazwie II Rzeczpospolita, jako polski żołnierz na Zachodzie nie był już aliantom do niczego potrzebny, ostatecznie rozpadło się jego małżeństwo, z kraju zaś przyszła wiadomość – rodzice nie przeżyli wojny. Czuł się źle. Do przyjaciółki i współpracowniczki Zofii Hertz pisał, że jest stary i śmieszny. Noce spędzał w fotelu. Bał się nawrotu bezsenności, wręcz utraty zmysłów. Lubił sprawy przegrane, teraz jednak sam czuł się przegrany. „Skończył właśnie czterdzieści lat. Za sobą miał już – jak mu się zdawało – wszystko” – napisał badacz jego biografii Marek Żebrowski.
Przez lata stawiano Giedroycia na cokole, do czego i on, krygując się, przykładał rękę. Gdy wydał autobiografię, Czesław Miłosz napisał, że przemówił pomnik. Dopiero świetna książka Żebrowskiego uczłowiecza postać Redaktora i prostuje fakty, które on sam – świadomie i nie – czasem naginał.
„Kultura” – jeszcze ani paryska, ani miesięcznik – ukazała się w czerwcu 1947 r. w Rzymie. Oznaczała dla Giedroycia przedświt. Była nowym rozdziałem otwieranym w nowej rzeczywistości. A jednak, choć po drugiej wojnie światowej nic nie było jak dawniej, była też kontynuacją świadomie obranej przed laty drogi.
Papierosy, Brzozowski i Żeromski
Jerzy Giedroyc (przed wojną pisał się Giedroyć, zrezygnował z polskiej pisowni na Zachodzie) przyszedł na świat w 1906 r. w Mińsku Litewskim. I choć zawsze przy tej okazji wskazuje się na pradawny, książęcy ród Giedroyciów, to u progu XX w. nie zubożała rodzina ojca, ale rodzina matki liczyła się w Mińsku. Ignacy Giedroyc nie miał majątku, jako farmaceuta nie zarabiał kroci.