W połowie lipca 1867 r. do miasta Meksyk wjechał skromny czarny powóz, który od 1863 r. był wędrowną siedzibą prawomocnego prezydenta i symbolem meksykańskiego oporu przeciwko europejskim najeźdźcom. Jego właściciel, Benito Juárez, uciekał przed wojskami wroga coraz dalej na północ, aż wreszcie osiadł w mieście noszącym dziś jego imię, skąd nadal kierował walką. Po czterech latach wygnania triumfalnie wracał do stolicy.
Syn ubogich chłopów, pełnej krwi Indianin, którego pierwszym językiem był zapotecki (hiszpańskiego nauczył się dopiero w szkole), wspiął się na szczyt dzięki ciężkiej pracy, choć pomogło mu też małżeństwo z córką zamożnego szlachcica. Został adwokatem, gubernatorem stanu, prezesem Sądu Najwyższego, wreszcie w 1858 r. prezydentem kraju, pogrążonego w wojnie domowej między konserwatystami pragnącymi zachować feudalny porządek i liberałami, którzy wprowadzali Reformę (pisaną dużą literą, hiszp. La Reforma), ukrócającą wpływy polityczno-gospodarcze Kościoła. Juárez poprowadził liberałów do zwycięstwa, ale przyszłość wycieńczonego wojną kraju rysowała się w ciemnych barwach.
Meksyk, będący kolonią od I połowy XVI w. (jako Wicekrólestwo Nowej Hiszpanii), niepodległość wywalczył w 1821 r., w trwającej ponad 10 lat wojnie. Początkowo utrzymano monarchię, tworząc Cesarstwo Meksyku, jednak w 1823 r. zaprowadzono ustrój republikański. Hiszpania uznała niepodległość swej byłej kolonii dopiero w 1836 r. – i wcale nie było pewne, czy zrezygnowała z roszczeń. Inne mocarstwa także patrzyły na Meksyk łakomym wzrokiem. Wielki sąsiad z północy – Stany Zjednoczone – najpierw anektował Teksas, a potem wypowiedział wojnę i w 1848 r. przejął ponad połowę meksykańskiego terytorium, z Kalifornią na czele.