Joanna Podgórska: – Czy Żydowski Instytut Historyczny czuje się spadkobiercą grupy Oneg Szabat?
Prof. Paweł Śpiewak: – ŻIH ma przede wszystkim obowiązek troski o Archiwum Ringelbluma. Materialnej dbałości o te dokumenty, ich zachowanie i konserwację, ale też o ich edycję, tłumaczenie i wykorzystanie. Czy my się czujemy spadkobiercami Oneg Szabat? W tym pytaniu widzę jedno drastyczne niebezpieczeństwo, że przypisujemy sobie rolę, do której z całą pewnością nie mamy prawa. Archiwum powstawało w sytuacji ekstremalnej, w obliczu śmierci. Abraham Lewin pisze w „Dzienniku” o obręczy, która zaciska się na jego głowie w miarę napływania kolejnych informacji. My żyjemy w innej rzeczywistości. Możemy czytać to Archiwum, „zamieszkać” w tym świecie na jakiś czas, ale zawsze możemy z niego wyjść. Oni nie mogli.
Chciałbym, byśmy byli spadkobiercami Oneg Szabat w tym sensie, że kontynuujemy pewne tropy, które zostały przez nich podjęte. Chodzi o stworzenie rodzaju encyklopedii getta warszawskiego z perspektywy Archiwum. I druga rzecz – Oneg Szabat wymyśliło projekt „Dwa i pół roku wojny”, który miał opisywać sytuację Żydów w getcie. Ten projekt został przerwany ze względu na to, że pilniejsze było opisywanie Zagłady. Słaba obecność Archiwum Ringelbluma w badaniach nad Holocaustem wynika nie tylko z bariery językowej, ale z tego, że nauka koncentruje się na tematyce ukrywania, transportów, śmierci. Najtrudniejsze jest opisanie tego, co stało się ze społecznością żydowską między 1939 a 1942 r. pod naciskiem terroru i przemocy.
Archiwum Ringelbluma to pierwsze naukowe opracowanie o Szoah. Powstało w Warszawie, w konspiracji. Grupa Oneg Szabat była jednocześnie podmiotem i przedmiotem tego opracowania.