Figurant informuje, że otrzymał życzenia noworoczne w otwartej kopercie z nadrukiem wyjaśniającym, że koperta była otwarta. Julek [Julian Kole] mówi, że podobnie jak figurant, i on dostaje gros listów otwartych lub naruszonych z podobnym nadrukiem na kopercie. Wyjaśnia, że nieprawdą jest, jakoby listy te nie były zaklejone, prawda jest taka, że »my jesteśmy na indeksie«” – czytamy w ściśle tajnej notatce Służby Bezpieczeństwa z 1971 r. Obaj panowie nie wiedzieli, że są także podsłuchiwani. Figurantem – w nomenklaturze służb to osoba inwigilowana – był Jerzy Albrecht, do końca lat 60. postać ze ścisłej elity władz PRL.
Na szczytach władzy
Drogę życiową Albrechta możemy uznać za kwintesencję losów polskich komunistów. Przed drugą wojną działał w Komunistycznym Związku Młodzieży Polskiej, w latach 1941–42 należał do ścisłej czołówki działaczy Polskiej Partii Robotniczej (PPR), od 1942 r. był sekretarzem jej Komitetu Warszawskiego, po aresztowaniu trzy lata spędził w niemieckich obozach koncentracyjnych. Po wojnie rzucił się w wir pracy partyjnej: został I sekretarzem Komitetu Warszawskiego PPR, skąd przeszedł do Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (PZPR), gdzie był m.in. członkiem Biura Organizacyjnego KC. Jednocześnie od 1950 do 1956 r. zajmował stanowisko – dziś byśmy powiedzieli – prezydenta miasta, wówczas przewodniczącego Prezydium Miejskiej Rady Narodowej Warszawy. Jest więc jedną z wielu osób, którym stolica zawdzięcza odbudowę.
W okresie stalinowskim X Departament MBP prowadził przeciwko niemu śledztwo. Wbrew faktom chciano udowodnić, że był konfidentem Gestapo. Donosiła na niego przyjaciółka Maria Turlejska. W jednym ze swoich raportów pisała: „»Czuję, jak otacza mnie atmosfera nieufności – ciągnął Jurek, wędrując po pokoju, podniecony, z nieprzytomnymi oczami – bo ostatecznie, kto mnie zna, kto może mieć do mnie zaufanie?