Historia

Rozmowy na podsłuchu

Kogo podsłuchiwała Służba Bezpieczeństwa PRL

Jerzy Albrecht, jako członek Biura Organizacyjnego Komitetu Centralnego PZPR, przemawia podczas Kongresu Zjednoczeniowego PPR i PPS. Warszawa, grudzień 1948 r. Jerzy Albrecht, jako członek Biura Organizacyjnego Komitetu Centralnego PZPR, przemawia podczas Kongresu Zjednoczeniowego PPR i PPS. Warszawa, grudzień 1948 r. PAP
Służba Bezpieczeństwa podsłuchiwała ludzi opozycji – to wiemy. Ale dlaczego przez ponad dekadę nagrywała byłego ministra finansów z czasów Władysława Gomułki?
Jerzy AlbrechtWikipedia Jerzy Albrecht

Figurant informuje, że otrzymał życzenia noworoczne w otwartej kopercie z nadrukiem wyjaśniającym, że koperta była otwarta. Julek [Julian Kole] mówi, że podobnie jak figurant, i on dostaje gros listów otwartych lub naruszonych z podobnym nadrukiem na kopercie. Wyjaśnia, że nieprawdą jest, jakoby listy te nie były zaklejone, prawda jest taka, że »my jesteśmy na indeksie«” – czytamy w ściśle tajnej notatce Służby Bezpieczeństwa z 1971 r. Obaj panowie nie wiedzieli, że są także podsłuchiwani. Figurantem – w nomenklaturze służb to osoba inwigilowana – był Jerzy Albrecht, do końca lat 60. postać ze ścisłej elity władz PRL.

Na szczytach władzy

Drogę życiową Albrechta możemy uznać za kwintesencję losów polskich komunistów. Przed drugą wojną działał w Komunistycznym Związku Młodzieży Polskiej, w latach 1941–42 należał do ścisłej czołówki działaczy Polskiej Partii Robotniczej (PPR), od 1942 r. był sekretarzem jej Komitetu Warszawskiego, po aresztowaniu trzy lata spędził w niemieckich obozach koncentracyjnych. Po wojnie rzucił się w wir pracy partyjnej: został I sekretarzem Komitetu Warszawskiego PPR, skąd przeszedł do Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (PZPR), gdzie był m.in. członkiem Biura Organizacyjnego KC. Jednocześnie od 1950 do 1956 r. zajmował stanowisko – dziś byśmy powiedzieli – prezydenta miasta, wówczas przewodniczącego Prezydium Miejskiej Rady Narodowej Warszawy. Jest więc jedną z wielu osób, którym stolica zawdzięcza odbudowę.

W okresie stalinowskim X Departament MBP prowadził przeciwko niemu śledztwo. Wbrew faktom chciano udowodnić, że był konfidentem Gestapo. Donosiła na niego przyjaciółka Maria Turlejska. W jednym ze swoich raportów pisała: „»Czuję, jak otacza mnie atmosfera nieufności – ciągnął Jurek, wędrując po pokoju, podniecony, z nieprzytomnymi oczami – bo ostatecznie, kto mnie zna, kto może mieć do mnie zaufanie?«”. Jednak uniknął wtedy aresztowania.

Do dużej polityki wszedł w 1956 r. Przez kilka miesięcy był nawet członkiem Biura Politycznego. Razem z Władysławem Matwinem i Jerzym Morawskim stanowili trzon grupy tzw. młodych sekretarzy, która dążyła do zerwania ze stalinowską linią partii na rzecz demokratyzacji i liberalizacji systemu. W rozmowie z Teresą Torańską Jerzy Morawski wspominał: „My, młodzi sekretarze, proces demokratyzacji traktowaliśmy jako rzecz oczywistą, a stalinizm wydawał nam się sztuczny, oderwany od rzeczywistości. Było to wynikiem nie specyficznych cech naszych charakterów, ale braku doświadczeń, gdyż nie przeszliśmy szkoły kominternowskiej i dlatego nie potrafiliśmy się podporządkować światu abstrakcyjnemu, światu istniejącemu na niby”.

Poparli Władysława Gomułkę w jego powrocie do władzy. W październiku 1956 r. Albrecht przeszedł do Sekretariatu KC, w którym był do 1961 r. Jednocześnie pełnił funkcję członka Rady Państwa (1957–61). Początek dekady lat 60. to szczyt i zarazem początek końca jego kariery. Gomułka zaczął wówczas stopniowo pozbywać się z kierownictwa partii młodych sekretarzy. W 1960 r. Albrecht przeszedł do rządu, w gabinecie Józefa Cyrankiewicza został ministrem finansów. Był też członkiem Rady Naczelnej ZBoWiD. Na polityczną emeryturę w wieku 54 lat przeszedł z własnej woli w 1968 r.

Kara za Marzec

Już od dłuższego czasu nie podobały mu się rosnące wpływy zwolenników Mieczysława Moczara, od 1964 r. ministra spraw wewnętrznych. Będąc ministrem finansów, Albrecht był przeciwny kontynuacji stalinowskiego rozwoju przemysłu ciężkiego. Nie akceptował nieracjonalnego zakładania na masową skalę PGR kosztem likwidacji prywatnych gospodarstw. W marcu 1968 r. zachował się porządnie: odmówił wyrzucenia z pracy i partii dwóch swoich współpracowników. Po złożeniu Cyrankiewiczowi ustnej rezygnacji demonstracyjnie nie pojawiał się w ministerstwie, choć formalnie ministrem był do lipca 1968 r. Rok później SB założyła mu podsłuch telefoniczny, a we wrześniu 1970 r. także w jego mieszkaniu przy ul. Krzywe Koło w Warszawie.

Czy była to kara za krnąbrną postawę w marcu? O założeniu podsłuchu byłemu członkowi BP i niedawnemu ministrowi musiał wiedzieć Gomułka. Ówczesny szef MSW Kazimierz Świtała nie podjąłby takiej decyzji bez porozumienia z samą górą. Albrecht znał tajemnice finansowe kraju, czyżby obawiano się, że będzie o nich opowiadać na prawo i lewo? A może taka była pragmatyka służb, że inwigilowały wybranych członków Biura Politycznego bądź ministrów? Od czasu pierwszego przesilenia w 1948 r., także po zmianach ekip w 1956, 1970, 1980 r. członkowie poprzednich traktowani byli jak zadżumieni, dzień wcześniej na świeczniku, dzień po wszyscy się od nich odwracali. Czyżby nakazując inwigilację, Gomułka wyczuł zagrożenie ze strony dawnego młodego sekretarza?

W połowie lat 70. Stanisław Kowalczyk, minister spraw wewnętrznych, rozważał założenie podsłuchu Franciszkowi Szlachcicowi, niedawnemu członkowi Biura Politycznego, wcześniej wiceministrowi MSW. Prawdopodobnie nie wpadł na ten pomysł sam, musiał mu go podsunąć inny członek Biura Politycznego, np. Jan Szydlak bądź Edward Babiuch. W latach 70. SB podsłuchiwała z dawnego kierownictwa partii Jakuba Bermana i Jerzego Albrechta. Dokumenty z podsłuchu tego ostatniego urywają się w maju 1980 r. Dlaczego wtedy? Tego również nie wiemy.

Albrechta odwiedzał najczęściej przyjaciel Julian Kole, w okresie międzywojennym więziony za działalność komunistyczną w Berezie Kartuskiej, w latach 60. jeden z najbliższych jego współpracowników jako wiceminister finansów. Wpadały również pogadać osoby zajmujące stanowiska państwowe, w tym Artur Starewicz, w latach 70. ambasador PRL w Wielkiej Brytanii. Rozmowy dotyczyły spraw bieżących: gospodarczych i politycznych. Goście Albrechta przychodzili się czegoś dowiedzieć, poznać jego opinię – był przecież wieloletnim ministrem finansów – przynosili najnowsze informacje, jak również plotki o tym, co w trawie piszczy.

Podsłuchujących nie interesowały sprawy intymne, osobiste, rodzinne. Te streszczali. Resztę spisywali in extenso zdanie po zdaniu – setki rozmów, ponad 2 tys. stron. Powstał w ten sposób bezcenny materiał źródłowy, rodzaj kapsuły czasu z autentycznymi opiniami, emocjami, dialogami (każdy opatrzony datą i godziną odbycia rozmowy i jej zakończenia).

Na każdej z notatek służbowych zawierających stenogram rozmowy widniała pieczątka „TAJNE-SPEC. ZNACZ. Przepisywanie wzbronione. Nieostrożne wykorzystywanie niniejszego materiału może spowodować dekonspirację jego źródła”. Całość wieńczył podpis majora (później podpułkownika) Henryka Zabłockiego z Departamentu Techniki MSW. Komu wysyłał stenogramy rozmów? Na pewno trafiały na biurka szefa III Departamentu MSW, zajmującego się opozycją, oraz urzędującego ministra. Nieomal pewne, że otrzymywał je również Władysław Gomułka, niewykluczone, że Edward Gierek oraz Stanisław Kania, w ekipie tego ostatniego odpowiedzialny za kontakty z MSW.

Loża komentatorów

Treść rozmów telefonicznych również zasługuje na uwagę. Przez telefon nie rozmawiało się wtedy swobodnie i Albrecht oraz jego rozmówcy trzymali się tej zasady. Na uwagę zasługuje rozmowa telefoniczna wieczorem 12 grudnia 1970 r., nagrana kilka godzin po ogłoszeniu podwyżki cen mięsa i innych artykułów spożywczych. Rozmówcą był Andrzej, młodszy brat Albrechta.

„Andrzej: – Słyszałeś już komunikat?

Jerzy: – Tak, ja już wiedziałem wcześniej, że coś takiego będzie.

Andrzej: – Ja też wiedziałem najogólniej. Nie znałem szczegółów. (…)

Jerzy: – Wszystko to jakoś się plecie przedziwnie zupełnie.

Andrzej: – W każdym razie nie jest to dialektyczne widzenie świata.

Jerzy: – Nie [śmieje się]. Nawet nie tylko nie dialektyczne, ale po prostu bez wyobraźni”.

O planowanej tzw. operacji cenowej plotki krążyły już od jakiegoś czasu. Na polityce gospodarczej Gomułki Albrecht nie pozostawił suchej nitki: „Osobiście upatruję u tego starego jakieś kuku na muniu. On prowadzi politykę oszczędności [dla] oszczędności, to znaczy oszczędności na społeczeństwie”. Widział w nim osobę autorytarną, pod koniec swoich rządów – dziś byśmy powiedzieli – odklejoną od rzeczywistości.

Edwarda Gierka, następcę Gomułki na stanowisku I sekretarza, Albrecht zapamiętał z czasów, gdy razem zasiadali w Biurze Politycznym, jako „dość takiego ociężałego”. Choć uważał go za osobę ostrożną i pozbawioną politycznego polotu, wiązał z nim nadzieje. Dwie godziny po pierwszym, telewizyjnym przemówieniu Gierka 20 grudnia 1970 r. Albrechta odwiedził Jerzy Bogusz, więzień Auschwitz z pierwszego transportu, żołnierz AK, po wojnie pracownik naukowy na Politechnice Krakowskiej. Rozmowa toczyła się przy włączonym telewizorze.

„Bogusz: – Myślałem, że Gierek zbuduje to swoje przemówienie bardziej pod publiczkę, pod nastroje. O milicji i wojsku powiedział, że postępowali dobrze.

Albrecht: – Uważam, że on tego przemówienia nie pisał sam, a pisali inni. Poza tym nie mieli zbyt dużo czasu na to, bo tylko dwie godziny. Wszystko to jest robione bez fantazji, bo całe nieszczęście polega na tym, że ten bolesny przełom powinien być zrobiony z impetem. (…) Jeśli idzie o Gierka, to on ma według mnie dobry walor wyrażający się w spokoju i umiejętności łagodzenia sytuacji konfliktowych. W swoich posunięciach zawsze był ostrożny”.

Loża komentatorów – tak nazwijmy gości Albrechta – bardziej obawiała się ludzi otaczających Gierka. Widziała w nich osoby z bagażem myślowego prymitywizmu. Takich, którym brakowało kompetencji do rządzenia krajem. Do tych ostatnich należał nowy premier Piotr Jaroszewicz. Albrecht oceniał go: „Jaroszewicz znalazł się w tym towarzystwie chyba na polecenie Wschodu. Od strony politycznej Jaroszewicz nie jest człowiekiem wrednym. Orzeł to on nie jest”.

Z tych między innymi powodów dominował sceptycyzm co do przyszłości kraju. Już w 1971 r. w kręgach opiniotwórczych wskazywano, że szumne zapowiedzi mogą się skończyć „tak jak zwykle”. Wieczorem 8 lutego 1971 r. do Jerzego Albrechta przyszedł Janusz Zarzycki, wcześniej szef Głównego Zarządu Politycznego WP, w latach 60. przewodniczący Prezydium Rady Narodowej m.st. Warszawy, z żoną Krystyną Zielińską-Zarzycką, znaną dziennikarką. Rozmowa toczyła się na temat właśnie zakończonego VIII Plenum KC PZPR. Albrecht, komentując ubogie zaplecze intelektualne partii, powiedział: „My nie mamy wcale importu myślowego”, następnie podzielił się swoimi obawami:

„Albrecht: – Ja się po prostu boję, że będzie tam tendencja na przetrzymanie tak po śląsku. (…)

Zarzycki: – Ileż razy można stawiać ten sam przewrócony wózek na te same koleiny. Początkowo jest wstrząs umysłów, strach, potem to ustępuje i przychodzi poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. Jeżeli w momencie przełomowym nic się nie zrobi, to później wszystko zostaje zapomniane (…).

Zielińska-Zarzycka: – Wydaje mi się, że dyktatura policyjna obecnie nie będzie mogła być taka, jaka była dawniej. Została znacznie osłabiona, zmuszona do jakiegoś odwrotu.

Albrecht: – Nie zgadzam się. Użycie sił milicji do ulicznych zajść zostanie ograniczone, ale wzmoże się penetracja, milicyjno-agenturalna”.

Czerwona kanapa

Przejęcie przez Gierka władzy tylko na chwilę uspokoiło nastroje. W całym kraju wrzało, w Łódzkiem wybuchła potężna fala strajków. W tej sytuacji władze zdecydowały się na anulowanie 1 marca podwyżki cen z 12 grudnia 1970 r. W efekcie nastroje społeczne zaczęły się stopniowo poprawiać, a strajki wygasać. W dłuższej perspektywie decyzja okazała się jednak błędem. Jej skutki przewidział Albrecht, którego wieczorem 15 lutego odwiedził Władysław Matwin, wówczas pracownik Instytutu Maszyn Matematycznych, wcześniej, w latach 1955–63, członek Sekretariatu KC PZPR. Rozmowa odbyła się zaraz po ogłoszeniu cofnięcia podwyżki przez Jaroszewicza.

„Matwin: – To są wariaci.

Albrecht: – To zupełnie niepoważni ludzie. Wydaje mi się, że jest to bardzo niemądre posunięcie, które pokazuje, jak słabe są władze. Czy oni sądzą, że ludzie stawiają problem podwyżki płac dlatego, że była podwyżka cen.

Matwin: – Po grudniu przecież mówiono, że podwyżka była nieuchronna i słuszna. (…)

Albrecht: – Anulowanie tej podwyżki wskazuje na panikę. (…) Wydaje mi się, że oni tak długo nie pociągną i ceny mięsa podniosą, to jest nieuniknione według mnie”.

W obliczu rosnących płac i obniżonych cen trudności z zaspokojeniem popytu stanowiły tylko kwestię czasu. Kolejna podwyżka została ogłoszona w czerwcu 1976 r. Wywołała protesty w Radomiu, Ursusie i Płocku. Wcześniej w mieszkaniu Albrechta rozmawiano o KPP, o okresie tzw. błędów i wypaczeń, rządach Gomułki, z bieżących spraw o poprawkach do konstytucji i rosnącym zadłużeniu. Albrechta niepokoiła nacjonalistyczna linia ekipy gierkowskiej. „Oni dalej myślą tymi kategoriami, że Żydzi są niepewnym elementem dla tego kraju. Oni nie chcą mieć wewnętrznych problemów narodowościowych. Jednym słowem, nie chcą mieć jakichkolwiek elementów fermentujących. Oni chcą mieć taki własny kraik”.

Podsłuchy dostarczają informacji o bieżących plotkach. We wrześniu 1975 r. doszło w Warszawie do dwóch głośnych pożarów, najpierw budynku Centralnego Domu Towarowego (CDT), następnie dopiero co oddanego do użytku Mostu Łazienkowskiego. 24 września 1975 r. do Albrechta przyszedł Stefan Antosiewicz, szef kontrwywiadu MBP w okresie stalinowskim.

„Albrecht: – Co słychać?

Antosiewicz: – No, spalili CDT i spalili most.

Albrecht: – Podobno most wczoraj palili. Czy to prawda?

Antosiewicz: – Przecież jest spalony i zamknięty. W telewizji wczoraj wieczorem słyszałem komunikat.

Albrecht: – A przed chwilą dzwoniono do mnie, że »Wars« się pali.

Antosiewicz: – »Wars« się pali?

Albrecht: – (…) Być może to plotka (…).

Antosiewicz: – Żona mnie pytała, czy to sabotaż. Ja mówię: jaka polska grupa może być zainteresowana w tym? Żadna.

Albrecht: – Chyba maoistowska jakaś.

Antosiewicz: – Nie ma takich. (…)

Albrecht: – Albo wariaci jacyś”.

Cenzura, ociężałość peerelowskich mediów, doniesienia o zamachach terrorystycznych w zachodniej Europie stanowią ważny kontekst tej rozmowy.

W 1977 r. Albrecht stał się inicjatorem skierowanego do kierownictwa PZPR listu, który okazał się zaczynem klubu dyskusyjnego, wreszcie nieformalnej grupy, tzw. czerwonej kanapy, skupiającej ludzi dawnej władzy, intelektualistów o lewicowych poglądach. List, wyjątkowo krytyczny wobec polityki Gierka, oprócz Albrechta podpisali Andrzej Burda, Wincenty Heinrich, Szymon Jakubowicz, Cezary Józefiak, Julian Kole, Mieczysław Marzec, Władysław Matwin, Jerzy Morawski, Edward Ochab, Jan Strzelecki, Jerzy Szacki, Zofia Zakrzewska i Janusz Zarzycki. Podczas jednej z nagranych rozmów w październiku 1979 r. Albrecht powiedział o sobie: „Jestem krytycznie nastawiony do tego wszystkiego i można mnie zaliczyć do rewizjonistów”. Wraz z innymi opozycyjnie nastawionymi towarzyszami zaczął być postrzegany jako polityczna alternatywa wobec Gierka. W rozmowie z Jerzym Morawskim z 23 marca 1978 r. padły takie zdania:

„Morawski: – Większość ludzi uważa, że my jesteśmy traktowani jako szczególnego rodzaju opozycja, opozycja w postaci ekipy zastępczej.

Albrecht: – Taki niby gabinet cieni.

Morawski: – Inni koledzy uważają, że jesteśmy osobami, które wyszły z obiegu, bo jesteśmy rencistami”.

Choć to ta ostatnia teza okazała się prawdziwa, to przecież rozmowy na podsłuchu potwierdzają inną – że rewolucję zapowiada dezercja elit z pokładu władzy i narastająca z ich strony krytyka. Albrecht celnie to ujął: „Nie może być dyktanda kilku ludzi, którzy wzięli monopol na samotność, bo są w Biurze Politycznym”.

***

Autor pracuje nad książką opartą na materiałach z podsłuchów.

Polityka 47.2017 (3137) z dnia 21.11.2017; Historia; s. 58
Oryginalny tytuł tekstu: "Rozmowy na podsłuchu"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną