Był ranek 18 listopada 1941 r., okupowany Paryż budził się do życia. Mathilde Carré, znana też jako La Chatte – Kotka, wchodziła na wzgórze Montmartre, na którego szczycie bieliła się widoczna z wielu kilometrów sylwetka bazyliki Sacré-Coeur. To w tej dzielnicy mieściła się główna siedziba siatki szpiegowskiej Interallié, którą Mathilde współkierowała z Polakiem Romanem Czerniawskim. Tu też sama miała jedno z konspiracyjnych mieszkań. Chciała teraz do niego dotrzeć i zabezpieczyć ważne dokumenty.
W jakiejś uliczce spostrzegła podejrzanie wyglądających mężczyzn. Jeden z nich podszedł do Carré i poprosił o dokumenty. Gdy je obejrzał, oddał i zasalutował. Kotka odetchnęła z ulgą, najwyraźniej szukano kogoś innego. Gdy jednak dotarła w okolice swojego mieszkania, zobaczyła w drzwiach domu mężczyznę w płaszczu i francuskim berecie. „Kazała nam pani na siebie długo czekać” – powitał ją z triumfalnym uśmiechem. Był Niemcem, ale jego francuski był bezbłędny. „Pani Mathilda Carré, z domu Belard. Niecierpliwiłem się, ale wiedziałem, że pani przyjdzie, bo kazałem panią śledzić od rana”.
Gra była skończona – trwająca niemal dokładnie rok przygoda szpiegowska, którą przeżywała razem z Czerniawskim, właśnie dobiegła końca. Kobieta jeszcze tego samego dnia trafiła do więzienia la Santé, gdzie została rozebrana i dokładnie przeszukana. Odebrano jej torebkę, w której miała cenny notes. W końcu pozwolono jej się ubrać i zaprowadzono do zimnej, ponurej celi. Miała pustkę w głowie, jak potem wspominała, i była na skraju załamania. Noc spędziła, leżąc na pryczy w swym czarnym futrze. Z pobliża dochodziło bicie dzwonów kościelnych, marzyła o cudzie, który pozwoliłby jej wydostać się z celi.