Przez ponad rok swojej pracy na emigracji w Londynie Szmul Zygielbojm, jeden z przywódców żydowskiej socjalistycznej partii Bund, zdołał nawiązać dziesiątki kontaktów z politykami, działaczami związkowymi i dziennikarzami. Czynił wszystko, aby informacja o tragedii polskich Żydów trafiła do jak największej liczby osób. Kolejne niepowodzenia pogłębiały jednak jego poczucie izolacji i niezrozumienia, a krąg osób, z którymi się spotykał, malał. Wiadomość o wybuchu powstania w getcie warszawskim zmusiła go do szukania nowych dróg dotarcia do mieszkańców wolnego świata.
11 maja 1943 r. spotkał się w swoim mieszkaniu przy Porchester Square z lewicowym publicystą Izaakiem Deutscherem. Obaj zastanawiali się nad sposobami zaprotestowania przeciwko obojętności wolnego świata wobec masowej eksterminacji polskich Żydów. Deutscher wyszedł, nie przeczuwając nawet, że już nigdy się nie spotkają. Następnego dnia, 12 maja 1943 r., znaleziono Zygielbojma martwego w mieszkaniu – otruł się tabletkami nasennymi.
Testament
Uczynił to świadomie, o czym świadczą pozostawione listy. W jednych porządkował najważniejsze sprawy: poprosił o mianowanie na swoje miejsce w Radzie Narodowej RP (namiastka parlamentu na uchodźstwie, był jej członkiem od 1942 r.) Emanuela Szerera. Skrupulatnie wyliczył posiadane pieniądze i wskazał bank, z którego należy je podjąć. List do prezydenta Władysława Raczkiewicza i premiera Władysława Sikorskiego był dramatycznym apelem polityka, aktem jedności z ginącymi w getcie warszawskim Żydami i krzykiem rozpaczy skierowany do wolnego świata: „Milczeć nie mogę i żyć nie mogę, gdy giną resztki ludu żydowskiego w Polsce, którego reprezentantem jestem. Towarzysze moi w getcie warszawskim zginęli z bronią w ręku, w ostatnim porywie bohaterskim.