W jednym z trzech grających wówczas kabaretów śpiewano:
Ale odkąd nosił pęta
Żaden Polak nie pamięta
Tak pięknego listopada
Jaki teraz nam przypada.
Po seansie w kinematografie popisywał się przed publicznością monologista Wiluś-cywiluś, zbierający rozsypane ołowiane żołnierzyki. „Dwie dziurki w nosie i skończyło się. Nosiłem ja, podnieśli i mnie. Nie mów hoch, póki nie przeskoczysz! Byle Serb, byle Rumun zadziera teraz nosa i chodzi po świecie jako zwycięzca. A ja, Kaiser Wilhelm, Imperator i Rex muszę sobie szyldzik na drzwiach przybić – emeryt”.
Satyrycy reagowali na pojawienie się nowych tematów: czarną giełdę, bogacenie się paskarzy, coraz silniej zaznaczające swą obecność kobiety. Pojawili się też nowi bohaterowie, tacy jak z piosenki „Szumiały mu echa kawiarni” – o birbancie, który padł w wojennym boju. W melorecytacji znalazło się miejsce dla Józefa Piłsudskiego:
O, witajże nam witaj hospodynie miły,
Ty, do którego serca się nasze stęskniły.
Kiedy inni zwątpili, Tyś był promienisty
Gdy się inni plamili, Tyś był jak łza czysty
Kontynuowanie sprawdzonych kabaretowych sukcesów nie wystarczało. Powszechne było oczekiwanie na coś, co stało się możliwe dzięki odzyskanej niepodległości, na nowe głosy podsumowujące zmienioną rzeczywistość. A tym właśnie stała się kawiarnia Życkiego na Nowym Świecie (za wejście trzeba było zapłacić 5 marek). Tam bowiem powstał kabaret poetycki, gdzie liryka mieszała się z satyrą personalną wielkiej ostrości. Nie powinno to dziwić: „Pod Pikadorem” to przecież Antoni Słonimski, Jan Lechoń, Julian Tuwim i dopraszani przez nich debiutanci i seniorzy. Na premierze 19 listopada 1918 r.