3 stycznia 1919 r. na Girndtplatz (dziś plac Matejki) w Królewskiej Hucie (dziś Chorzów) zgromadził się tłum. Pracownicy miejscowych zakładów przemysłowych domagali się podwyżki płac, poprawy zaopatrzenia w żywność, wypłaty odszkodowań dla byłych żołnierzy i obiecanego wcześniej dodatku drożyźnianego. Po wystąpieniach przywódców manifestanci pomaszerowali pod gmach Inspekcji Górniczej – odpowiedzialnej za przestrzeganie przepisów dotyczących płac oraz warunków pracy. Inspekcja jako instytucja stała jednak po stronie właścicieli fabryk i kopalń, regularnie przymykając oko na łamanie prawa. Tamtego dnia gmachu strzegli żołnierze z 11. Rezerwowego Batalionu Strzelców z Marburga. Poprzedzała ich zła sława, ponieważ brali oni udział w głośnej masakrze cywilów w belgijskim Dinant w 1914 r.
Zgromadzonych pod Inspekcją próbował rozgonić szwadron kawalerzystów. Robotnicy, pośród których wielu było weteranami zakończonej właśnie wojny, rozstąpili się, otoczyli żołnierzy i rozbroili. Wtem z okien gmachu padł pierwszy strzał. Po nim kolejne, aż w końcu rozległa się seria z karabinu maszynowego. Manifestanci rzucili się do ucieczki, zostawiając na placu 20 zabitych. Wielu było rannych. Kiedy rozniosła się wieść o masakrze, na ulicach Królewskiej Huty wybuchły zamieszki, które trwały cały kolejny dzień. W końcu władze wprowadziły w mieście stan oblężenia.
Historię chorzowskiej masakry przypomniał Dariusz Zalega na redagowanej przez siebie stronie „Zbuntowany Śląsk”. Tamto wystąpienie jest nieznaną szerzej częścią panoramy społecznej Górnego Śląska w przededniu powstań, które w sposób decydujący wpłynęły na sposób postrzegania historii regionu. Rzut okiem na wspomnianą panoramę pozwala jednak dostrzec, że polsko-niemiecki konflikt narodowościowy nie zawsze był tam dominujący, a wielką, choć niedocenianą rolę odgrywały starcia na tle społecznym.