W sierpniu 1968 r. Polacy – wbrew głoszonym do dzisiaj niektórym opiniom – nie poparli masowo inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. Deklarowaną wcześniej „bratnią przyjaźń” zastąpiła właśnie wówczas prawdziwa, przez nikogo niewymuszona solidarność polsko-czechosłowacka. I to mimo tego, że wiele osób zapłaciło za nią cenę nieraz bardzo wysoką. Najwyższą – daninę życia – złożył oczywiście Ryszard Siwiec, który w trakcie ogólnopolskich dożynek na Stadionie Dziesięciolecia we wrześniu 1968 r. dokonał samospalenia. Niestety nasza wiedza na temat tej solidarności – choć z każdym rokiem większa – jest nadal jeszcze mocno niepełna.
Jak się okazuje – Polacy pomagali czy też raczej próbowali pomóc Czechom i Słowakom jeszcze przed rozpoczęciem inwazji. Świadectwa na ten temat można znaleźć w najdziwniejszych nawet miejscach. Jak zapisał na łamach swego alfabetu Jerzy Urban, rzecznik prasowy rządu z lat 80., na taki czyn zdobył się dziennikarz POLITYKI Andrzej Krzysztof Wróblewski. Urban – w tamtym czasie kolega Wróblewskiego z tego tygodnika – powoływał się przy tym na swego przełożonego Mieczysława M. Rakowskiego. Ten ostatni twierdził, że naciskano na niego z Komitetu Centralnego PZPR, aby zwolnił Wróblewskiego z pracy, gdyż ten w przeddzień inwazji na Czechosłowację miał zadzwonić do ambasady CSRS z informacją o tym zamiarze. Rzekomo istniało nagranie rozmowy Wróblewskiego, którego jednak nigdy nie okazano domagającemu się tego redaktorowi naczelnemu POLITYKI. A jak było rzeczywiście?
Otóż A.K. Wróblewski dowiedział się od kolegi z redakcji, który wrócił z narady w Komitecie Dzielnicowym PZPR, że została podjęta decyzja o niezwłocznej inwazji. Zanotował w swym dzienniku pod datą 20 sierpnia 1968 r.