Historia traktowana jest w sztuce filmowej jak każde inne tworzywo. Twórcy nie muszą liczyć się z realiami przeszłości i ustaleniami zawodowych historyków. Celem sztuki filmowej nie jest przecież popularyzowanie wiedzy. Historia bywa kostiumem dla przekazania autonomicznych wartości.
Inną miarę stosować jednak powinniśmy wobec dzieł finansowanych ze środków publicznych, powstających pod patronatem państwa, mających realizować ważną misję, jaką jest kształtowanie wiedzy o przeszłości. Tutaj oczekujemy szacunku dla historii. Także film fabularny nie może fałszować prawdy o pokazywanym fragmencie dziejów.
Te zasady w różnym stopniu wzięli sobie do serca twórcy dwóch najnowszych polskich filmów historycznych, „Piłsudskiego” i „Legionów”. „Piłsudski” odwołuje się do historii w sposób rzetelny. „Legiony” są zaprzeczeniem takiego ujęcia i przedstawiają nierzeczywisty, wręcz karykaturalny obraz tej formacji.
Propagandowe zaszłości
Zasługa twórców „Piłsudskiego” jest tym większa, że sięgnęli do najmniej znanej i najbardziej przez lata zakłamywanej działalności Józefa Piłsudskiego, czyli do socjalistycznego etapu jego aktywności z lat 1893–1908. Stanęli przed niezwykle trudnym wyzwaniem, bo fałszowanie przekazu na ten temat zaczęło się dawno. Rozpoczął je po 1926 r. sam Piłsudski, który ustanawiając po zamachu majowym ustrój autorytarny, coraz bardziej konfrontował się z broniącą demokracji Polską Partią Socjalistyczną. To wtedy karierę rozpoczęło absurdalne stwierdzenie, że Piłsudski tak naprawdę nigdy nie był socjalistą. A jak nie mógł być socjalistą człowiek, który przez kilkanaście lat stał na czele PPS, sam za socjalistę się uznawał, za swą działalność gotów był zapłacić wysoką cenę, najpierw wieloletniego więzienia, potem wyroku śmierci?