Kiedy opowiadał o swoich wojennych losach, Franciszek Urbanik zwykle wspominał Urbach. To tam, w obozie jenieckim Arbeitskommando Lagier nr 491 po raz pierwszy nie głodował, nie musiał stawać do apelu nago, nikt go nie bił, nie upokarzał, a miejscowy wachman znajdował dla jeńców dobre słowo. Ludność miasteczka nadzwyczajnie okazywała jeńcom życzliwość. – Każde słowo ojca o tym Urbach tkwiło w mojej głowie od dzieciństwa – mówi Stanisław Urbanik, syn Franciszka. Choć wydawało się odległe jak ojcowskie wspomnienia.