Przez cały okres od zakończenia II wojny światowej do początku lat 80. Wrocław cierpiał na brak narracji jednoczącej migracyjny tygiel, jakim stało się to miasto po 1945 r. Korzystne z punktu widzenia władzy ludowej mity – m.in. o „piastowskim” Wrocławiu – były żywotne, a nawet zapuściły korzenie w świadomości mieszkańców, ale okazały się niewystarczające do wytworzenia miejscowej tożsamości.
Podczas tzw. karnawału Solidarności w latach 1980–81 historyczną stolicę Dolnego Śląska przepajał duch wolności. Środowiska intelektualistów i robotników współpracowały wyjątkowo zgodnie; komitety związkowe powstawały zarówno na uczelniach wyższych, jak i we wszystkich większych zakładach pracy. Norman Davies napisał w „Mikrokosmosie”, że do Solidarności wstąpiło wówczas „ćwierć miliona wrocławian, w tym 86 proc. wszystkich zatrudnionych i jedna trzecia aparatu partyjnego”.
Tym, co wyróżniało Wrocław na tle innych miast w latach 80., była niezwykła różnorodność życia społecznego, co przekładało się na niezliczone inicjatywy obywatelskie: począwszy od Solidarności i podziemnej Solidarności Walczącej, poprzez Ruch Wolność i Pokój, prężnie rozwijającą się Pomarańczową Alternatywę, a skończywszy na międzynarodowej Solidarności Polsko-Czechosłowackiej oraz Niezależnym Zrzeszeniu Studentów, które skupiało młodych ludzi z wielu uczelni. Wszystko to odcisnęło ślad na tkance społecznej, jednocząc mieszkańców wokół wspólnego celu.
Wrocław chlubił się również opinią „miasta niepokornego”. Na ulicach dochodziło do masowych demonstracji i starć z milicją. Upamiętniając te walki, mieszkańcy zaczęli spontanicznie nadawać nowe nazwy miejscom, gdzie do nich dochodziło. I tak plac Pereca stał się Gaz Platz (co odnosiło się do gazu łzawiącego używanego przeciw demonstrantom), a ul.