Matka na Pomorzu, Pomorze spalone
O Niemcach, którzy z konieczności zostali Polakami
Polska ojczyzna nie była zbyt łaskawa dla swoich nowych obywateli. Metodycznie wyrywano z ich pamięci świadomość niemieckich korzeni, zmieniano imiona na polskie, zabraniano używać języka niemieckiego. Podlegały polonizowaniu tak samo, jak ich polscy rówieśnicy podczas zaborów byli germanizowani i rusyfikowani. Pierwsze lata po wojnie na tzw. Ziemiach Odzyskanych pod rządami nowej, już polskiej, administracji były czasem przymusowego odniemczania
„Ich matki, nasi ojcowie” to opowieść o dziecięcym strachu, o ukrywaniu tożsamości, o poniżeniu i życiu drugiej kategorii. A polskie gazety pisały tuż po wojnie, że „męty poniemieckie trzeba usunąć poza nawias polskiego narodu”.
Ta książka opowiada właśnie o usuwaniu poza nawias.
O wędrówce Erwina, którego pozbawiono ojcowizny: domu i ziemi na mazurskiej wsi. Po latach został pisarzem. Pisał po polsku.
O chłopcu nazywanym Wili, który kiedy dorósł, przeszedł na życie alternatywne. Bez dowodu osobistego, bez meldunku – tak jakby go nie było. Mówił o sobie że jest Wili-Nikt.
O Ingeborg, która mogła zostać w Niemczech, ale z narażeniem życia przedarła się do swojego Proskau, teraz nazwanego Prószkowem.
O Zygfrydzie, którego próbowano przemianować na Zygmunta. Całe dorosłe życie wyrywał się z Polski, ale chwytali go pogranicznicy. Chociaż siedział za te ucieczki w więzieniu, planów nie zmienił. I w końcu jednak uciekł.
O dzieciach wraz z matkami zamkniętych przez polskich milicjantów w parowym młynie. Już z niego nie wyszły.
O Heldze, która nigdy nie powiedziała, że Polska to nie jest jej kraj. O Mathiasie, który jako Mateusz skończył polonistykę i pracował jako polonista w liceum. O wielu innych, którzy z konieczności zostali Polakami.
Poniżej fragment opowieści o Heinrichu z Pomorza.