Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Historia

Tarcza niezgody

Temistokles Temistokles
Lepiej być za tarczą niż przed nią. Szczególnie, jeśli nie ma się własnej. Tak w każdym razie było w starożytnej Grecji.

Ten, kto wymyślił termin „tarcza antyrakietowa” wykonał niewątpliwie kawał pierwszorzędnej piarowskiej roboty. Słowo „tarcza” stawia system antyrakietowy w odpowiednim świetle. Tarcza, podobnie jak jej starożytne czy średniowieczne odpowiedniki, to instalacja obronna, mająca jedynie odpierać ewentualne uderzenia „państw bandyckich”, chroniąc terytorium USA i ich sojuszników.

Nikt, kto nie zamierza atakować Stanów Zjednoczonych nie ma powodu czuć się zagrożony. Jednak przeciwnicy systemu twierdzą, że Stany Zjednoczone budując tarczę burzą równowagę strategiczną, a samo urządzenie nie jest niczym innym, jak potężną gardą, zza której USA mogą bezkarnie wyprowadzić atomowy cios.

Poszukując analogii do tej sytuacji cofnijmy się do czasów, gdy użycie tarczy było na porządku dziennym.

Architekt zwycięstwa


Rok 479 p.n.e. Grecy, małe, biedne plemię utrzymujące się głównie z hodowli kóz, wyrobu garnków i handlu winem, dokonali rzeczy niemożliwej – pobili niepokonaną dotąd armię Wielkiego Króla, władcy Persji, jedynego wówczas supermocarstwa. Dysproporcja sił obu walczących stron była tak wielka, że nikt przy zdrowych zmysłach nie dawałby Hellenom najmniejszych szans. Ci jednak, dzięki swej odwadze, biegłości w sztuce wojennej i szczęściu (które, jak wiadomo sprzyja lepszym) odnieśli największe i najbardziej niespodziewane zwycięstwo w dziejach.

Koszty zwycięstwa okazały się jednak ogromne: zrujnowana gospodarka, poniszczone zasiewy, wyrżnięte stada i miasta obrócone w ruinę przez cofające się wojska Kserksesa. Szczególnie okrutnie Persowie potraktowali Ateny, z których niemal nie pozostał kamień na kamieniu.

Kiedy wygnańcy powrócili do miasta, postanowili przede wszystkim odbudować fortyfikacje, mimo że ze strony pokonanych barbarzyńców nie groziło im żadne doraźne niebezpieczeństwo.

Reklama