Ponad 300 amerykańskich bombowców wystartowało 9 marca 1945 r. z wysp Marianów na zachodnim Pacyfiku. Cel: gęsto zabudowane i głównie drewniane centrum Tokio. Tamtej nocy podpalenie napalmem ponad tysiąca budynków w centrum japońskiej stolicy wywołało łunę widoczną z odległości 240 km.
Amerykanie nie zatrzymali się na Tokio. Okayama spłonęła w 69 proc., Tsushima – w 85. W końcu dowództwu lotnictwa USA brakowało już celów. Ataków napalmem nie powstrzymały nawet dwie bomby atomowe, zrzucone 6 i 9 sierpnia na Hiroszimę i Nagasaki – odwołano je dopiero 14 sierpnia, gdy Japonia poprosiła Amerykanów o warunki pokoju.
Ale nic nie może się równać z marcowym atakiem na Tokio. Gdy amerykańscy lotnicy wrócili z tej misji, byli wyraźnie wstrząśnięci. Ich samoloty trzeba było długo myć i dezynfekować, bo – jak wspominał jeden z pilotów – „cuchnęły spalonym ludzkim ciałem”. W ciągu sześciu godzin szalejących pożarów zginęło ponad 100 tys. ludzi – więcej niż podczas jakiegokolwiek innego dnia w historii ludzkości.
Malcolm Gladwell tak to podsumowuje: „Przyniosło to wszystkim – Amerykanom i Japończykom – pokój i dobrobyt tak szybko, jak to było możliwe”.
Gladwell to 57-letni kanadyjski dziennikarz od lat piszący dla „New Yorkera”, który ostatnio jest w USA słuchany i szeroko komentowany jako autor podcastu „Revisionist History”. Jego fani twierdzą, że dawno nikt nie zaproponował tak świeżej opowieści o przeszłości, bo niehistoryk Gladwell do rozwikłania najważniejszych dylematów historii używa psychologii indywidualnej i społecznej. Dla jego krytyków to jednak głównie pophistoryczny fast food – może i atrakcyjny, ale niewiele z niego wynika.