Wywodził się, jak to sam ujął, z „ciemnej ziemi Sarmackiej”, ale stał się przeciwnikiem „barbarzyńców”. Autor hymnu żył w czasie wyraźnego rozdzielania się dwóch epok. Dojrzewał za rządów Augusta III, kiedy Polacy byli narodem, jak stwierdził, „zdziecinniałym”. Oceniał, że magnaci dewastowali społeczny porządek („intryga ciągle zrywała sejmy”), a kraj został bez wojska, skarbu, bez mądrego rządu.
Sarmacką edukację rozpoczął, mając lat sześć, w 1753 r., gdy dostał się na wychowanie do wikarego. Ten kańczugiem gasił jego dziecięcą radość życia. O owym księdzu Działowskim Wybicki napisał: „lubił bić”. Po dwóch latach wysłano go do kolegium jezuickiego w Gdańsku, gdzie wpajano mu pokorę i zastraszano, znowu bito. O geografii, historii, matematyce i literaturze w szkole nie usłyszał: „Taki był wiek, w którym żyć zacząłem”.
Młodzież szlachecka zdobywała szlify, terminując w kancelariach prawników. Wybicki udał się w tym celu do Skarszewa, gdzie jego stryj był proboszczem. Rodzina i znajomości odgrywały rolę zasadniczą. Dzięki koneksjom trafił do kancelarii pomorskiej grodzkiej i jak wielu innych zasilił klientelę wojewody pomorskiego Pawła Michała Mostowskiego. Chodziło o to, aby robić jak najwięcej szumu wokół patrona i zaznaczyć tym jego potęgę i znaczenie. Klientela tamtych czasów to środowisko nieuków – przekonywał Wybicki – gdzie nikt ani o kraju nic nie wiedział, ani o jego ustroju i historii. „Jaka ta była nasza wolność, dla której żyć chcieliśmy” – załamywał ręce z politowaniem. Tymczasem krewny Wybickiego został sędzią ziemskim, co otworzyło mu dalszą drogę do kariery. W końcu znalazł się przy trybunale w Poznaniu.