Po klęsce w 1939 r. specyfika służby w konspiracyjnym wojsku stworzyła nowy typ żołnierza, innego niż w regularnych formacjach. W przeciwieństwie do kolegów z „normalnej” armii nie mógł liczyć na przepustkę z frontu, a w przypadku dostania się do niewoli nie był traktowany jak jeniec wojenny, lecz pospolity bandyta. W każdej chwili musiał być gotowy do walki, a jednocześnie nie mógł zwracać na siebie uwagi.
Z wyglądu pospolici
Kultura popularna, zwłaszcza kino i telewizja, wykreowała wizerunek żołnierza konspiracji jako przystojnego, postawnego mężczyzny obowiązkowo w prochowcu i oficerkach. Już z daleka widać, że to wojskowy, najpewniej oficer, przebrany za cywila. W rzeczywistości ci wszyscy bohaterowie seriali „Czasu honoru”, „Wojennych dziewczyn” czy „Ludzi i bogów” po wyjściu na warszawską ulicę lub jakąkolwiek inną w Generalnym Gubernatorstwie za sam wygląd natychmiast znaleźliby się na celowniku agentów gestapo. Nieprzypadkowo Andrzej Munk w „Zezowatym szczęściu” wykpił konspiracyjną fanfaronadę Jana Piszczyka (Bogumił Kobiela), każąc mu paradować po okupacyjnej Warszawie właśnie w oficerkach i bryczesach.
„Wygląd osobisty konspiratora nie powinien zawierać niczego przyciągającego uwagę. Trzeba dążyć do ideału przeciętności i pospolitości. Żadnych rogowych okularów z kolorowymi szkłami! Żadnego zapuszczania brody przez dwudziestoletniego mężczyznę! Żadnych ekstrawagancji z krawatami! Żadnej głębokiej żałoby w stroju kobiecym!” – napisał Aleksander Kamiński w „Wielkiej grze” – poradniku pracy konspiracyjnej wydanym w czasie okupacji dla harcerzy Szarych Szeregów. Do głowy mu nawet nie przyszło, by konspirator w mieście miał na sobie jakiś element przypominający mundur lub oficerskie buty!