Wymuszony zamach
Jak zginął Reinhard Heydrich, groźny paladyn Hitlera w Czechach
ANDRZEJ BRZEZIECKI: – Walter Schellenberg, szef wywiadu Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA) i bliski współpracownik Reinharda Heydricha, wspominał, że gdy dowiedział się o zamachu w Pradze 27 maja 1942 r., pomyślał, iż to pewnie sprawka kogoś z elity III Rzeszy. Skąd takie przypuszczenie?
PIOTR M. MAJEWSKI: – Trudno zweryfikować, co naprawdę myślał Schellenberg, bo we wspomnieniach sporo nakłamał. Niemniej Heydrich miał w III Rzeszy wielu wrogów. Wszyscy paladyni Adolfa Hitlera rywalizowali ze sobą i zbierali na siebie haki. Heydrich jako szef RSHA robił to z definicji i choć nie należał do pierwszego szeregu przywódców nazistowskiego państwa, jak Heinrich Himmler czy Hermann Göring, to jako wschodząca gwiazda był tuż za nimi. Był niebezpieczny i konkurenci się go bali.
Berliński pogrzeb Heydricha był zorganizowany z wielką pompą. Żegnały go dźwięki „Zmierzchu bogów” Richarda Wagnera, przemówienia Hitlera i Himmlera, ale, jak pisze Gallum MacDonald w książce o zamachu, cała ta germańska ceremonia przykrywała jedynie fakt, że niewielu naprawdę opłakiwało „człowieka o żelaznym sercu”.
Nie podejrzewałbym ani Hitlera, ani Himmlera o ronienie łez nad Heydrichem. On sam też nie był człowiekiem szczególnie uczuciowym, choć zdarzało mu się wzruszać do łez podczas gry na skrzypcach. Przywódcy III Rzeszy nie chcieli budzić sympatii, tylko podziw, respekt, a nawet strach.
Wpadając we wściekłość, Hitler reagował prawidłowo. Fakt, że szef RSHA i zarazem protektor Czech i Moraw poruszał się bez eskorty, a tego feralnego dnia jego kabrioletu nie prowadził przeszkolony kierowca, lecz ochroniarz, świadczyło o braku profesjonalizmu.
Heydricha uważano za człowieka potrzebnego i za sprawnego organizatora.