„Jak sięgniemy pamięcią do czasów zaborów, gdy nasze państwo było rozszarpane, to Kościół był jedyną instytucją sieciową. Polskość przetrwała głównie dzięki silnej rodzinie i Kościołowi, który stał na straży niezmiennych wartości. Mam nadzieję, że nikt nigdy nie waży się odebrać tej wielkiej zasługi, która jest po prostu historycznym faktem. Kościół zawsze stał po stronie narodu w czasach zaborów, podczas okupacji i także w czasach komunizmu. (…) Nasi oprawcy zawsze chcieli zdławić Kościół, bo była to jedyna silna instytucja broniąca praw i godności Narodu”.
Słowa te wygłosił z okazji 100-lecia niepodległości Polski prezydent Andrzej Duda w wywiadzie dla tygodnika „Niedziela”. Od tego czasu poglądy na historię Kościoła katolickiego nie zmieniły się w kręgach Zjednoczonej Prawicy ani na jotę. Prezes PiS Jarosław Kaczyński ogłosił wręcz, że „kwestionowanie pozycji Kościoła katolickiego w Polsce ma charakter niepatriotyczny”. Dla abp Marka Jędraszewskiego „naród polski będzie trwał wiecznie zjednoczony z Chrystusem”.
Jako niepatriota (według tych definicji), ale za to historyk postanowiłem zakwestionować powyższe twierdzenia, opierając się na faktach z okresu zaborów, będących ważnym papierkiem lakmusowym stosunku Kościoła do kwestii niepodległości Polski – zgodnie zresztą z intencjami prezydenta.
Biskupi, Targowica, szubienica
Kwestia upadku Rzeczypospolitej Obojga Narodów i początku zaborów jest niezwykle delikatna z punktu widzenia Kościoła, a dokładnie ówczesnej wysokiej hierarchii duchownej z prymasami na czele. Nie miejsce tu na analizę, w jak dużym stopniu przyczynili się oni do rozbiorów, prowadząc politykę zgodną z interesami państw ościennych i inkasując za to niemałe pieniądze.