Różowy sen blondynki
Różowy sen blondynki. Jayne Mansfield ciągle raczyła świat skandalami
Lata 50. w Stanach Zjednoczonych upłynęły pod znakiem rozwoju konsumpcjonizmu, popkultury i środków masowego przekazu (w tym telewizji przeżywającej złotą dekadę), które umacniały przekaz tradycyjnych wartości. Było to konsekwencją realnych zagrożeń. Nad Amerykanami zawisło widmo starć zbrojnych – zimna wojna oraz toczący się w latach 1950–53 konflikt w Korei były nie tylko powodem społecznych napięć oraz strachu przed wybuchem wojny nuklearnej, ale po raz kolejny zabrały matkom ukochanych synów stacjonujących na Półwyspie Koreańskim.
Jedna rola: głupiutkiej blondynki
W obliczu tych wydarzeń w społeczeństwie amerykańskim wciąż propagowano wzorzec patriarchalny, a także etos „amerykańskiego snu” w znaczeniu dorobienia się. Idealna rodzina miała gwarantować stabilność. Młode Amerykanki wychowywano na dobre żony i matki, które poza sumiennym prowadzeniem domu były zachęcane do zmiany wizerunku na wzór uśmiechających się z plakatów pin-up girls.
Kanon kobiecego piękna uległ zmianie. Ponętne blondynki stały się symbolem piątej dekady ubiegłego stulecia, wypierając pożądane we wcześniejszych latach flapperki (chłopczyce) i posągowe damy jak aktorki Joan Crawford czy Olivia de Havilland. Ich popularność nie była przypadkowa. Idący na wojnę chłopcy z chęcią zabierali do kieszeni pocztówki z radosnymi i obdarzonymi naturalnym wdziękiem modelkami w typie „dziewczyny z sąsiedztwa”.
Ikoną zmian była najsłynniejsza jasnowłosa gwiazda Ameryki Marilyn Monroe. Wiele kobiet chciało być jak ona, a to sprawiło, że na castingi do wytwórni filmowych przybywały niezliczone ilości ładnych dziewcząt. Miały wielkie marzenia i nikłe szanse na sukces. Pewnego dnia wśród nich znalazła się wyrwana z domu żona i matka, dawna wzorowa uczennica zaczytująca się w dziełach filozofów – naturalna brunetka, która farbując swoje włosy na platynowy blond i zmieniając skromny styl ubioru na wydekoltowane suknie, zawojowała fabrykę snów.