Zaginione królestwo
Galicja: zaginione królestwo. Norman Davies: Bez niej nie da się zrozumieć Polski ani Ukrainy
TOMASZ TARGAŃSKI: – Dlaczego dziś mielibyśmy przejmować się Galicją, krainą nieistniejącą od ponad stu lat, sztucznym tworem imperium Habsburgów, które również rozpadło się dawno temu?
NORMAN DAVIES: – Ciekawe, że pan o to pyta, bo dosłownie kilka dni temu byłem na spotkaniu stowarzyszenia polskich studentów na Oksfordzie, i również tam pierwsze pytanie brzmiało: Dlaczego właśnie Galicja? To tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że dobrze zrobiłem, pisząc tę książkę, bo Galicja jak mało co prowokuje do rozbijania mitów i jest odtrutką na czarno-białą wizję dziejów. Chciałem przywrócić ją na mapę mentalną, szczególnie młodego pokolenia, ponieważ bez znajomości jej historii nie sposób zrozumieć najnowszych dziejów Polski i Ukrainy, a nawet pewnych przyczyn wojny Putina przeciw Ukrainie.
To po kolei. Królestwo Galicji i Lodomerii powstało w 1772 r. z ziem odebranych Rzeczpospolitej przez Habsburgów podczas I rozbioru. W jaki sposób ten wytwór politycznej wyobraźni ożył?
Dla Habsburgów Galicja nie była łakomym kąskiem. Wzięli udział w podziale Rzeczpospolitej, bo taka była logika ówczesnej polityki. Nowożytne imperia, aby żyć, musiały połykać nowe terytoria. To była podstawa ich istnienia. Cały czas szukały nabytków terytorialnych. Ziemie, które przypadły Habsburgom, były biedne, zacofane i Wiedeń kombinował, jak by tu wymienić Galicję na coś bardziej atrakcyjnego. Okazało się jednak, że nikt nie chce dać nic w zamian. Tym, który nadał Galicji jakąś formę, był cesarz Józef II, władca reformator o niespożytej energii. Józef wybrał się do Galicji parokrotnie. Dla niego jako dla przedstawiciela oświeconego absolutyzmu była to tabula rasa, niezapisana karta, gotowa, by ją „ucywilizować”. Wydawał dekret za dekretem.