Skok w nowoczesność
Dziś spieramy się o CPK, a kiedyś te projekty budziły wielkie emocje. Co z nich zostało?
Polska pogoń za nowoczesnością rozpoczęła się 250 lat temu. Bo jeśli przyjąć, że warunkiem wstępnym każdej modernizacji jest świadomość własnego zapóźnienia, to w Polsce z całą mocą obudziła się ona z chwilą pierwszego rozbioru. Z tamtego szoku wyrósł duch przemian, który dał początek pierwszej fali polskiej modernizacji. Jej szczytowymi osiągnięciami były Komisja Edukacji Narodowej (KEN) i Konstytucja 3 maja. Ta ostatnia wyposażyła Polaków w zestaw nowych pojęć – jak naród czy obywatel – które stawiały Rzeczpospolitą, przynajmniej na mapach mentalnych, w czołówce krajów nowoczesnych. KEN była zaś pierwszą od dawien dawna polską instytucją, która wypracowała w miarę spójną wizję przyszłości, i co do której działalności istniał polityczny konsensus.
Nowoczesność potrzebowała jednak czegoś więcej niż polityczne czy moralne idee. Jej głównym celem było podniesienie materialnych warunków ludzkiego bytowania. To zaś wymagało państwa, bo tylko ono mogło zmobilizować niezbędne siły i środki. W epoce industrialnej na całym szeroko pojętym Zachodzie – również w Stanach Zjednoczonych – porty, floty handlowe, kanały, drogi budowano nakładem skarbu krajowego. A ponieważ po 1795 r. państwa polskiego zabrakło, marzenie o skoku modernizacyjnym musiało zostać zawieszone.
Nadrobić dystans
Trzymane na uwięzi pragnienia wybuchły z całą mocą wraz z powstaniem II Rzeczpospolitej. Elity odrodzonego w 1918 r. państwa miały głęboką świadomość jego zapóźnienia. Politycy z lewa i z prawa wyznawali wspólny pogląd, że w świecie liczą się te kraje, które mają nowoczesny przemysł. Jego rozbudowa miała dać zatrudnienie bezrobotnym rzeszom skupionym dotąd na wsi. Na tym tle ścierały się dwie koncepcje. Pierwsza kładła nacisk na mechanizmy rynkowe i koncentrowała się na ściągnięciu do Polski jak najwięcej kapitału zagranicznego.