Grzeszne przyjemności
Skąd się wziął celibat i co Kościół myślał o seksie. Cielesność nie zawsze była grzechem
AGNIESZKA KRZEMIŃSKA: Trwa dyskusja o niemoralnym prowadzeniu się ludzi Kościoła. Tymczasem na problem ten jako pierwszy zwrócił uwagę już w XI w. Piotr Damiani. Kim był?
KRZYSZTOF SKWIERCZYŃSKI: Włoskim eremitą, biskupem i kardynałem z Rawenny, a przede wszystkim uczonym oraz autorem dzieł teologicznych, moralnych i liturgicznych. Gdy badałem reformę Kościoła w XI w., zdałem sobie sprawę, że właściwie w niemal każdym jej aspekcie był prekursorem. Jako pierwszy zwrócił uwagę na sodomię wśród kleru.
Co przez sodomię rozumieli ludzie średniowiecza?
Wszelkie zachowania nieheteronormatywne, które nie prowadziły do prokreacji. Co prawda 100 lat przed Damianim ukazał się poemat jednego z reformatorów życia monastycznego, Odona z Cluny, w którym wspomniał on o sodomii wśród mnichów, ale Damiani w 1049 r. poświęcił jej całe dzieło. Jego traktat „Liber Gomorrhianus” zaczyna się słowami: „Wstyd mi to mówić, ale rak sodomickiej zarazy toczy zastępy ludzi Kościoła”. Potem zauważa, że ponieważ kapłani układają księgi pokutne, to akurat za ten grzech wyznaczają niewielką pokutę lub sami się nawzajem rozgrzeszają. Nie rozumie, dlaczego duchowny za współżycie z mniszką jest ekskomunikowany, a za współżycie z innym duchownym – nie. Najciekawsze jednak jest to, że gdy pod koniec XI w. rozpoczęła się wielka reforma papieża Grzegorza VII i na synodach podejmowano wszelkie możliwe kwestie dotyczące moralności kleru opisywane przez Damianiego, tę jedną pominięto.
Czyżby homolobby ukrywało współgrzeszników?
W nauce anglosaskiej pojawiają się stwierdzenia, że był to rodzaj omertà – zmowy milczenia typowy dla organizacji przestępczych. To jednak nieadekwatne porównanie, tak samo jak wystąpienia przeciwko sodomii nie miały nic wspólnego z homofobią, ponieważ pojęcie homoseksualności pojawia się dopiero w XIX w.