Porządki w literach
Rewolucję ortograficzną w języku polskim sprzed 90 lat uważano za „katastrofę kulturową”
Najważniejsze zmiany od stycznia 2026 r. dotyczą wielkich liter oraz pisowni łącznej i rozłącznej. Będziemy zapisywać wielkimi literami nie tylko nazwy narodowości, ale też mieszkańców miast, np. Krakowianin, nie tylko nazwy firm, lecz także produktów, np. przyjechał szarym Oplem. Wszystkie zmiany i nowe zasady znajdziemy na stronie Rady Języka Polskiego (rjp.pan.pl). W pracy nad nową pisownią nie obyło się bez poślizgów i kontrowersji, w ciągu dwóch lat pojawiło się kilka wersji nowych reguł. Dyskusje, także głosy krytyczne, można prześledzić w „Poradniku Językowym”, „Pracach Językoznawczych” i „Języku Polskim”. Najważniejsze, że nowe zasady są prostsze niż obecne, choć oczywiście trzeba się będzie do nich przyzwyczaić.
Czytaj też: Zalewają nas wulgaryzmy
Dyskusje o polskiej pisowni są tak stare jak ona sama. Niełatwo było zapisywać alfabetem łacińskim nieznane w łacinie dźwięki. System dwuznaków i diakrytów (znaków nad i pod literami) utrwalił się ostatecznie w XVI w., ale o literę J spierali się jeszcze w XIX w. uczeni i pisarze tej miary co Joachim Lelewel (był za jotą) i Jędrzej Śniadecki (był przeciw).
Najważniejsze regulacje pisowni – zwane niegdyś prawopisem – ustalała od końca XIX w. Polska Akademia Umiejętności (PAU). Inaczej jednak pisano w Galicji np. módz, zjadłszy, gieometrja, a inaczej w Królestwie: móc, zjadszy, geometrya. W 1918 r. przyjęto w końcu kompromisowe zasady: móc, zjadłszy, gieometrja, ale ludzie nadal pisali, jak chcieli. I nie chodzi tu o performerskie rewolucje Brunona Jasieńskiego i futurystów („Nuż w bżuhu”), bo nigdy nie były to propozycje poważne ani konsekwentne.