Sztych nosi nazwę: Od ucha tnij! Uderzenie wykonuje się tak: najpierw zamach, właśnie od ucha, bo to cios atakujący, pracuje całe ramię, nie tylko nadgarstek. Potem wybiera się cel. I płata szablą zgodnie z kierunkiem jazdy, żeby konia własnego nie drasnąć. Nazwa sztychu ma w tym szczególnym przypadku podwójne znaczenie: cięcie wyprowadza się od ucha i na uchu przeciwnika kończy. Chodzi bowiem o odrąbanie mu go. Reszta ciała ma pozostać nieuszkodzona. – W kampanii wrześniowej 1939 r. szwadron jazdy tatarskiej pod dowództwem rotmistrza Jeljaszewicza nasiekał szablami dwa furażowe kosze uszu żołnierzy niemieckich – mówi pisarz Włodzimierz Paźniewski. W takich koszach woziło się chleb dla całego pułku. Mogły pomieścić i kilka tysięcy małżowin tym sposobem ugarnierowanych w makabryczną mizerię.
O zdarzeniu tym rotmistrz opowiedział Paźniewskiemu przed śmiercią. Zmarł w 1978 r. Wiedział, że rozmawia z synem kawalerzysty, namiętnie piszącym eseje historyczne. Dlatego od razu uprzedził, że inne źródła o tym fakcie milczą. Dla strony niemieckiej nie za bardzo czym było się chwalić. Tatarzy zaś zdawali sobie sprawę, że ich działanie pozostawało w niezgodzie z regulaminem walki polskich sił zbrojnych. Paragraf 266 dotyczący szarży („Regulamin kawalerii”, t. 2, cz. I „Musztra oddziałowa”, Warszawa 1938) tak opisuje jej przebieg: „Gdy pluton dojdzie do miejsca, skąd ma wykonać natarcie, dowódca plutonu daje komendę: »pluton do natarcia [chód] – marsz«; jeźdźcy ruszają chodem nakazanym, mając lance na udo i szable do boju. Zbliżając się na odległość około 200 metrów od przeciwnika, dowódca plutonu daje komendę: »Pluton – marsz–marsz«; na tę komendę jeźdźcy, biorąc lance do boju, z okrzykiem hura rzucają się cwałem na przeciwnika”.