Wprawdzie pierwsze kontakty z wywiadem japońskim nawiązał już w 1904 r., a w lecie tegoż roku Japończycy sfinansowali jego podróż do Tokio, lecz niewiele z tego wyszło. Piłsudski obiecał akcje dywersyjne na głębokich tyłach Rosjan, które okazały się pustą obietnicą, oraz dostarczanie informacji wywiadowczych, za co Japończycy zobowiązali się dawać pieniądze, m.in. na broń. Owe informacje wywiadowcze zbierali według przygotowanych formularzy członkowie PPS w zaborze rosyjskim, a następnie wysyłali je pocztą do Lwowa. Trudno przypuszczać, aby świetnie działający rosyjski kontrwywiad nie rozpracował tego lwowskiego adresu.
Kolejnym kontrahentem był wywiad austriacki, zainteresowany, wobec przewidywanego konfliktu z Rosją, danymi wywiadowczymi, a również dywersją na bezpośrednim zapleczu frontu. W zamian rozpinano parasol ochronny nad działaniami paramilitarnymi w Galicji. Wybuch wojny bezlitośnie zdezawuował obietnice składane Austriakom. Nie wybuchło antyrosyjskie powstanie w Królestwie Polskim, nie dokonano żadnych aktów dywersyjnych, nie nastąpił masowy napływ ochotników do wkraczających z Galicji oddziałów strzeleckich, a informacje wywiadowcze okazały się niewarte funta kłaków.
W listopadzie 1918 r. Piłsudski za najważniejsze zadanie uznał budowę polskiej armii. Otworzył ją dla wszystkich, którzy w dziele tym chcieli wziąć udział. Znalazło się w niej miejsce dla Władysława Sikorskiego, nie tak dawno uważanego za wroga numer jeden. A także dla pogardzanych oficerów z armii austriackiej. Piłsudski rozumiał, że nie może tworzyć armii w oparciu o legionistów i peowiaków, bo po prostu było ich za mało, a i ich przygotowanie fachowe pozostawiało wiele do życzenia.
Według informacji przedstawionych w przemówieniu sejmowym ministra spraw wojskowych generała dywizji Kazimierza Sosnkowskiego 8 marca 1921 r., polski korpus oficerski liczył 30 tys. 105 oficerów, z czego 31,5 proc. z byłej armii austriackiej, 26,4 proc. rosyjskiej, 26 proc. z Legionów, 10,3 proc. z armii niemieckiej i 5,8 proc. z armii gen. Hallera. Nie było wśród nich ani jednego absolwenta rosyjskiej Akademii Sztabu Generalnego, bo nie przyjmowano do niej katolików. Nie było tych hamulców w armii austriackiej, ale ta właśnie armia nie zapisała się najchlubniej w minionej wojnie. Od samego początku Piłsudski ze szczególną troską odnosił się do budowy wywiadu i kontrwywiadu. Przyjęto francuską strukturę sztabu generalnego. II oddział zajmował się wywiadem ofensywnym i kontrwywiadem, czyli defensywą. 12 grudnia 1918 r. szefem został ppłk Józef Rybak. Przed pierwszą wojną był on oficerem wywiadu austriackiego, wówczas w stopniu kapitana, który z ramienia wywiadu sprawował nadzór nad ruchem strzeleckim. Piłsudski uważał go za człowieka przyzwoitego i świetnie zorientowanego w zasadach pracy wywiadu.
Zastępcą Rybaka został kapitan armii rosyjskiej, a wówczas już major WP Ignacy Matuszewski. Miał 29 lat, przed wybuchem wojny studiował filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim, architekturę w Mediolanie, prawo w Dorpacie, a jeszcze rolnictwo w Warszawie. Miał też ambicje literackie. Został zmobilizowany do armii rosyjskiej w grudniu 1914 r. Po rewolucji rosyjskiej wziął w czerwcu 1917 r. aktywny udział w organizowaniu I Ogólnego Zjazdu Wojskowych Polaków w Piotrogrodzie. Przeprowadził wybranie Piłsudskiego na honorowego prezesa Zjazdu. W końcu maja wraz z kapitanem Lisem-Kulą i płk. Barthlem de Weydenthalem podjął nieudaną próbę pozbawienia gen. Dowbór-Muśnickiego dowództwa I Korpusu Polskiego. Zagrożony wyrokiem udał się do Kijowa, obejmując funkcję kierownika oddziału wywiadu Komendy Naczelnej 3 POW na Rosję, Ukrainę i Białoruś.
Ppłk Rybak wnosił doświadczenie i przygotowanie fachowe, mjr Matuszewski energię młodości i zafascynowanie Komendantem. Cennym uzupełnieniem był major Karol Bołdeskuł, specjalista od szyfrów i radiowywiadu. Miał wówczas 42 lata. Rówieśnikiem Ignacego Matuszewskiego był Bogusław Miedziński, któremu w grudniu 1918 r. Piłsudski powiedział: „Obsada centrali w Sztabie Generalnym jest już załatwiona. Szefowi Sztabu pozostawiam też obsadę w dowództwach liniowych. Ale potrzebuję oficerów do obsady oddziałów II-ich w sztabach D.O. Gen. Do ich zadań nie jest ważna znajomość wywiadu i kontrwywiadu; natomiast potrzebni mi są ludzie o pewnym wyrobieniu politycznym, dobrej znajomości stosunków". Piłsudski cenił i lubił Miedzińskiego w czasach legionowych. Tolerował jego wybryki, powodowane najczęściej alkoholem, dostrzegał talenty polityczne i odwagę. Arkadiusz Adamczyk, autor cennej biografii Miedzińskiego, pisze, że Piłsudski miał do Miedzińskiego stosunek podobny jak do Wieniawy-Długoszowskiego. To porównanie wydaje się trafne.
Gdy Niemcy aresztowali Piłsudskiego, Miedziński dokonał niezwykłej mistyfikacji - realizując rzekomo polecenie Komendanta, powołał Konwent Organizacji A, ściśle zakonspirowane kierownictwo obozu piłsudczykowskiego. Idea ta była rozważana przez Piłsudskiego, ale bez żadnych decyzji. Miedziński ją zrealizował w przekonaniu, że bez takiego kierownictwa obóz niepodległościowy nie przetrwa. W listopadzie 1918 r. Konwent Organizacji A był inicjatorem powstania rządu Daszyńskiego w Lublinie. Kilka dni później dotarła do Lublina wiadomość o powrocie Piłsudskiego z Magdeburga. Rydz-Śmigły polecił Miedzińskiemu udać się natychmiast do Warszawy i złożyć meldunek Komendantowi. W Warszawie udał się na ulicę Moniuszki 2 i tu spotkało go bolesne rozczarowanie. Zastał Piłsudskiego z Sosnkowskim przy śniadaniu, ale nie tylko nie został zaproszony do stołu, lecz wysłuchał ostrej reprymendy za powołanie rządu Daszyńskiego, co zdaniem Piłsudskiego wiązało mu ręce. Zapewnienia Miedzińskiego o absolutnej lojalności Daszyńskiego i Śmigłego zostały chłodno przyjęte.
Świtek, bo taki pseudonim nosił Miedziński, wysłany został z powrotem do Lublina jako oficer do specjalnych zleceń, co było oczywistą formą zesłania. Po dwóch tygodniach został jednak wezwany do Warszawy i wówczas odbyła się wspomniana rozmowa z Piłsudskim. Miedziński wracał do łask otrzymując ważne zadanie budowania „dwójki", czyli służb specjalnych w okręgach wojskowych. Miał to czynić w porozumieniu z ówczesnym kapitanem Walerym Sławkiem, który tworzył pion wywiadowczy oparty na najbardziej zaufanych piłsudczykach przy Adiutanturze Naczelnego Wodza.
W rezultacie kolejnych reorganizacji wiosną 1919 r. Rybak odszedł z „dwójki" na stanowisko szefa I Departamentu Ministerstwa Spraw Wojskowych, a kierownictwo wywiadu i kontrwywiadu objął po kilku tygodniach major Karol Bołdeskuł. Był znakomicie do tego przygotowany. Znał języki (niemiecki, francuski, czeski i rosyjski), miał olbrzymią wiedzę o armii niemieckiej, austriackiej, włoskiej, francuskiej, brytyjskiej, był, by przywołać opinię gen. Rozwadowskiego, oficerem „o nieugiętej woli i energii, dysponującym wielkim zasobem wiedzy fachowej i pełnym wszechstronnym wykształceniem wojskowym". Miał tylko jedną wadę - nie był piłsudczykiem.
Równolegle do struktur Naczelnego Dowództwa Wojska Polskiego budowany był Departament II Informacyjny w Ministerstwie Spraw Wojskowych, którym kierował Bogusław Miedziński. Póki trwała wojna, ważniejsza była „dwójka" Naczelnego Dowództwa. Obie struktury rywalizowały zresztą ze sobą, co prowadziło do konfliktów, które rozstrzygać musiał Piłsudski.
Od pierwszych dni Polski odrodzonej powstawały też służby specjalne w resorcie spraw wewnętrznych. Jeszcze za czasów Rady Regencyjnej powołano kierowane przez Mariana Skrudlika Biuro Wywiadowcze, które jednak rychło uległo degeneracji. W marcu 1919 r. zostało zlikwidowane. W jego miejsce powołano Wydział Informacyjny MSW. Sądząc z późniejszej o kilka lat wypowiedzi szefa defensywy politycznej Mariana Swolkienia, był on niechętnie przyjęty przez policyjnych funkcjonariuszy. Nie interesowało się nim też wojsko.
Sytuacja zmieniła się po zakończeniu działań wojennych. 23 marca 1921 r. minister spraw wojskowych gen. Sosnkowski określił zakres działania wywiadu i kontrwywiadu w warunkach pokojowych, przekazując część kompetencji policji i administracji. Wydany rok później okólnik MSW stwierdzał, że Oddział II Sztabu Generalnego ogranicza swoje zainteresowania do spraw ściśle związanych z wojskowością i obronnością państwa. Jak stwierdza Andrzej Misiuk („Policja Państwowa 1919-1939") „defensywa policyjna stawała się głównym i podstawowym podmiotem w walce z działalnością antypaństwową na terenie całego kraju".
Zamordowanie prezydenta Narutowicza spowodowało głęboką reorganizację tajnych służb. Powołano Służbę Informacyjną, niezależną od policji, związaną z organami administracji politycznej. Jak się okazało, nie był to dobry pomysł i już w czerwcu 1924 r. rozwiązano Służbę Informacyjną, powołując Policję Polityczną. Jej szefem został ceniony fachowiec, cieszący się zaufaniem piłsudczyków, wspomniany już Marian Swolkień. Rok później, w czerwcu 1925 r., Policja Polityczna zatrudniała 654 funkcjonariuszy, z czego aż 114 w Warszawie. Od samego początku dochodziło do konfliktów z wojskową „dwójką" na tle niejasnego rozgraniczenia kompetencji. Antagonizmy pomiędzy służbami specjalnymi są zjawiskiem powszechnym i ponadczasowym.
Policja Polityczna, podobnie jak kontrwywiad, wiele uwagi poświęcała ruchowi komunistycznemu traktowanemu jako ekspozytura Moskwy, a także aktywności organizacji ukraińskich, mniejszości niemieckiej. Nadal jednak władze państwowe nie były zadowolone z działalności Policji Politycznej. Jej likwidację opóźnił przewrót majowy i dopiero w październiku 1926 r. ukazał się odpowiedni okólnik Komendy Głównej Policji Państwowej. Najlepszych pracowników skierowano do służby informacyjnej w urzędach administracji politycznej. 17 września 1924 r. powołany został Korpus Ochrony Pogranicza, który miał chronić kresy północno-wschodnie, czyli pogranicza litewskie, łotewskie, sowieckie oraz przylegające tereny pogranicza niemieckiego i rumuńskiego, a od 1939 r. również węgierskiego.
KOP miał zaprowadzić na tych terenach porządek, a przede wszystkim przeciwdziałać dywersji. W lutym 1925 r. zatwierdzony został projekt organizacji służby wywiadowczej KOP. Początki były bardzo skromne, pod koniec roku liczyła ona 27 ludzi, a współpraca z wojskową „dwójką" pozostawiała wiele do życzenia. W 1927 r. „dwójka" postulowała nawet likwidację wywiadu KOP, ale skończyło się na reorganizacji. W jej rezultacie wywiad KOP liczył 90 osób (w tym 46 oficerów). Po kolejnej reorganizacji przekształcono wywiad KOP w Oddział Służby Granicznej, na którego czele stanął major Tadeusz Skinder, który, jak stwierdzają autorzy monografii poświęconej wywiadowi KOP Marek Jabłonowski i Jerzy Prochwicz, „w kolejnych latach odcisnął wyraźne piętno swej osobowości na działaniach podległej mu jednostki".
„Dwójka" ściśle współpracowała z Oddziałem II Informacyjnym Komendy Straży Granicznej. Andrzej Pepłoński w pracy poświęconej kontrwywiadowi II Rzeczpospolitej stwierdza, że współpraca Straży Granicznej z kontrwywiadem „polegała głównie na rozpoznawaniu organizacji i działalności obcych wywiadów w rejonie granicy. W tym celu organa informacyjne Straży Granicznej zlecały zadania kontrwywiadowcze swym konfidentom oraz uczestniczyły w rozpracowywaniu afer szpiegowskich w pasie granicznym oraz prowadziły obserwacje nielegalnego ruchu granicznego".
W dwudziestoleciu międzywojennym służba w wywiadzie i kontrwywiadzie nie budziła żadnych wątpliwości moralnych. Nikt nigdy nie ukrywał, że z pomajowych premierów oficerami „dwójki" byli w swoim czasie Walery Sławek, Aleksander Prystor, Marian Zyndram-Kościałkowski. Wspomniany już Bogusław Miedziński był ministrem, a później marszałkiem senatu, podobnie jak Ignacy Matuszewski. Obaj byli czołowymi publicystami obozu sanacyjnego. Oficerem II Oddziału był w swoim czasie minister Józef Beck. Nikomu też nie przychodziło na myśl, by po przewrocie majowym rozpędzić służby specjalne. Przeciwnie, starano się utrzymać ich ciągłość. Natomiast w latach 30. na dużą skalę kierowano oficerów „dwójki" do administracji państwowej. Na ogół byli do tych ról źle przygotowani.
Niepodległość 1918 - wydanie specjalne Polityki 2/2008
Publikacja do nabycia w cenie 14,99 zł
- W salonach prasowych i kioskach
- W internetowym sklepie POLITYKI
- w postaci e-wydania