Cezary Łazarewicz: – Z pana książki „Ciężar nieważkości” dowiedziałem się, że do dziś ludzie zasypują pana listami. O czym w nich piszą?
Mirosław Hermaszewski: – Wielu młodych ludzi pyta mnie: panie generale, co mam zrobić, żeby polecieć w kosmos? Czym powinienem się zająć, żeby mieć na to szansę?
Mówi im pan wprost, że nie ma szans, by Polak znów poleciał w kosmos?
Wręcz przeciwnie. Jesteśmy członkiem Unii Europejskiej, a tam prężnie rozwija się Europejska Agencja Kosmiczna ESA. Ma ona własny oddział kosmonautów, którym kieruje mój kolega. Zachęcam ich, by nawiązali kontakt z ESA. Jeśli młodzi ludzie mają marzenia, motywacje i predyspozycje, to drzwi kosmosu stoją przed nimi otworem.
Moje marzenia o lataniu dotyczyły początkowo szybowców i sięgały podstawy chmur. Potem fantazjowałem, by wznieść się ponad chmury. Następnie tęskniłem do odrzutowca i osiągnięcia prędkości ponaddźwiękowej. A gdy wzniosłem się do granic stratosfery i osiągnąłem wysokość 20 tys. m, myślałem, że osiągnąłem pułap moich marzeń. Kosmos wydawał się nierealny.
Naprawdę pan myśli, że teraz młodym jest łatwiej w tej dziedzinie?
Polecieć w kosmos nigdy nie będzie łatwo. Jeżeli młody człowiek zgłosi się dziś do ESA i zostanie zakwalifikowany, ma szansę znaleźć się w elitarnym towarzystwie kandydatów na kosmonautów. Ale czy poleci? Ma szansę. Trzeba mieć świadomość, że będzie ostra selekcja.
Pana sukces też nie zależał wyłącznie od pana.
Miałem szczęście, bo był realizowany Interkosmos [radziecki program kosmiczny utworzony na przełomie lat 60. i 70. XX w.]. Postanowiono, że z Rosjanami polecą Niemiec, Czech i Polak. W ostatniej fazie przygotowań z Polski było dwóch kandydatów, więc moje szanse wynosiły pół na pół.