Z tematem diabelskim nie ma żartów. Leszek Kołakowski cytował kiedyś w felietonie „W piekle bez zmian” pewnego francuskiego teologa katolickiego: „Ja mogę zrozumieć ludzi, którzy nie wierzą w Boga, ale że są ludzie, którzy nie wierzą w diabła, to przechodzi moją pojętność”.
Na czym polega robota diabła? Na kuszeniu. Diabeł kusił Jezusa i kusi nas. Kołakowski wywodzi, że diabeł zatruwa nienawiścią dobre strony człowieka, popycha go do złego na pożytek piekła. Więc co robić? Otworzyć czy zatrzasnąć drzwi przed diabłem? „Siądźmy tedy do wigilijnej wieczerzy – radzi Kołakowski – kolędujmy, bliźniemu dobrego życzmy, a i pokutę czyńmy i pamiętajmy, że kto by rzekł bratu swojemu głupcze (albo bezbożniku), winien będzie ognia piekielnego. A diabeł i tak będzie stał za drzwiami i czekał na najbliższą sposobność”.
Niestety, kaznodzieje raczej nie czytają Kołakowskiego. Ani równie nieodżałowanego ks. Józefa Tischnera. U Tischnera też znaleźliby pewną cenną radę. I to pochodzącą od samego świętego Franciszka. Otóż Biedaczyna z Asyżu tak odpowiedział bratu Jałowcowi na pytanie, jak poradzić sobie z diabłem: „Zamknij paszczę, diabełku, bo ci do niej narobię”. Ale ks. Tischner nie byłby sobą, gdyby żartu nie opatrzył komentarzem filozofa. „Chrześcijańska teologia mówi, że diabeł może sobie krzyczeć i ryczeć, ile chce, a i tak mi nic nie zrobi, jeśli ja go nie zaproszę do swego serca. Diabeł nie chce nas gwałcić, on chce być zapraszany”.
Co zaszło w raju
W Biblii historia ludzkości zaczyna się od pokusy. Wąż w raju kusi prarodziców: będziecie równi bogom, jeśli zjecie owoc z drzewa poznania dobra i zła. Nie posłuchali. Złamali Boży zakaz. Popełnili tym samym grzech pierworodny. Zapłacili za to utratą nieśmiertelności i wygnaniem z Edenu.