Z perspektywy tego, czym epatują tabloidy, nie wygląda to dobrze. Wołomin: troje małych dzieci w szpitalu, skatowanych i pociętych nożem przez ojca. Tomaszów Mazowiecki: tatuś zabija 3-miesięczną Lidkę. Stalowa Wola: ojciec wyrzuca syna przez okno z czwartego piętra, bo go zdenerwował. Podobne przypadki ze Szczecina i z Warszawy. Psy mają więcej instynktu wobec swoich młodych – piszą poruszeni internauci.
Ale ze statystyk Ministerstwa Pracy daje się wyczytać coś zupełnie innego. W czerwcu 2013 r. wszedł w życie urlop rodzicielski. Tata może zostać głównym opiekunem niemowlęcia nawet na 40 tygodni, w miejsce dotychczasowych 14. I, jak się okazuje, zapotrzebowanie na ojcowską opiekę nie jest małe. Już w 2012 r. z krótszych urlopów, zwanych macierzyńskimi, skorzystało prawie 30 tys. mężczyzn – dwukrotnie więcej niż rok wcześniej. Wszystko wskazuje, że ten wzrostowy trend trwa.
W życiu – wielkomiejskie parki pełne są tatusiów z wózkami. W Internecie blogi pisane przez ojców i dla ojców doganiają w statystykach te pisane przez mamy dla mam. Ruch ojców walczących o równouprawnienie w sądach rośnie w siłę. Co ciągnie mężczyznę do małego dziecka? Co go przy nim trzyma? I od czego zależy, czy przytrzyma?
Gra hormonów
Gdy dzisiejsi ojcowie sami byli jeszcze mali, pogląd obowiązujący brzmiał, że to kobiety nadają się do dzieci, bo mają instynkt macierzyński. Ale ten mit padł. Do jego obalenia najwydatniej przyczyniła się francuska antropolożka, historyczka i filozofka Elisabeth Badinter. W głośnej na świecie, wydanej w latach 80., książce „Historia miłości macierzyńskiej” i kolejnej, późniejszej, „XY: tożsamość mężczyzny” przekonuje, że ów instynkt jest wynalazkiem XX w. Homo sapiens go nie ma; w minionych epokach kobiety rodziły wiele dzieci, z których część umierała, więc niełatwo było o więź.