Dewi-fizacja
Wi-fi jak przekleństwo. Zapanowała moda na miejsca bez dostępu do internetu
Jeden z dużych koncernów spożywczych stworzył w grudniu 2012 r. strefę bez wi-fi w centrum Amsterdamu. W promieniu 5 m od zlokalizowanego w samym środku miasta punktu blokowano wszystkie sygnały radiowe. To była tylko prowokacyjna akcja marketingowa, adresowana głównie do młodych ludzi, odnosząca się do dewizy koncernu – „Zrób sobie przerwę”. W domyśle: od maili, tagów, hashtagów, lajków i uaktualnień profili. „Przez 10 minut nie patrz na iPhone’a, iPada czy tablet. Zrób sobie przerwę. Odpręż się” – nawoływało hasło akcji.
Nie mamy wi-fi
Pomysł przyniósł efekty: niektóre z osób siadających na ławce rzeczywiście ze sobą rozmawiały, i to nie przez bezużyteczne w tym miejscu smartfony. Pracownicy agencji reklamowej byli bardzo zadowoleni i zastanawiali się, czy może za kilka lat naprawdę zaczną powstawać tego typu strefy. Poważnych naśladowców doczekali się bardzo szybko. Najpierw w sieci pojawił się mem z wypisanym kredą na tablicy zdaniem „No, we don’t have wi-fi, talk to each other” (Nie mamy wi-fi, rozmawiajcie ze sobą). Potem identyczny napis – potraktowany jako hasło wywoławcze – zaczął się pojawiać w różnych miejscach na świecie.
Pewnego grudniowego dnia 2013 r. na podobną tabliczkę trafili goście wchodzący do kawiarni Tallipiha w Tampere w Finlandii. Właściciele ustawili ją, bo zauważyli, że od dłuższego czasu wielu gości natychmiast po wejściu logowało się do sieci – i znikało. A oni założyli kawiarnię po to, żeby ludzie ze sobą rozmawiali. Podobnymi przesłankami kierował się menedżer Cafe Liebling w Berlinie. W menu kawiarni zostały wydrukowane komiksowe chmury, które oznajmiają nam, że tu wi-fi nie ma i trzeba z drugim człowiekiem rozmawiać naprawdę. I ludzie rozmawiają.