Klasyki Polityki

Pod podłogą

Koło Strzegomia, podczas prac renowacyjnych w XIX-wiecznej willi, na spodzie desek podłogowych znaleziono list.

Jest lipiec 1831 r., piękna pogoda i bardzo ciepło – pisał stolarz, który kładł tę podłogę. Po niemiecku pisał, bo wtedy Strzegom nazywał się Striegau. Z dalszego ciągu listu, pokazanego w „Szkle kontaktowym”, dowiadujemy się, że właściciele willi byli „zac­nymi ludźmi”, bo dali mu tę robotę, za co stolarz jest im bardzo wdzięczny. Prosi też, by ten, kto jego list odczyta, obszedł się dobrze z naprawianą podłogą, bo on w 1831 r. wykonał ją solidnie, najlepiej jak potrafił. Przyznaję, że zrobiło mi się ciepło na sercu, bo powiedzmy sobie prawdę: kto dziś w ten sposób dziękuje za pracę i nie boi się na piśmie zapewniać o jej uczciwym wykonaniu? Tu warto dodać, że dzisiejsi historycy dowiedzieli się, że nie było właściciela owej willi, tylko właścicielki. Kobiety prowadziły ten dom. Zastanawiam się, kto mógłby dzisiaj napisać taki list? Może sam spróbuję.

Jest wrzesień 2014 r., piękna pogoda, a w domu, w którym to piszę, jest podłoga. Wywiercę w niej dziurkę i list zwinięty w rulonik w nią wcisnę. O właścicielu dobrze pisać nie będę, bo ja nim jestem, napiszę zatem dobrze o moim kraju.

Spotkał nas ostatnio wielki zaszczyt, nasz premier Tusk został przewodniczącym Rady Europejskiej. Wszyscy jesteśmy teraz w skowronkach. Przepraszam, nie wszyscy. Spora grupa Polaków tym wyborem zachwycona nie jest, a przewodzi im Jarosław Kaczyński. Telewizje pokazały, jak prezes ze zmiętą twarzą biegł do samochodu, oganiając się od dziennikarzy. Biegł, to znaczy szedł, ale tym krokiem, który u niego oznacza, że biegnie. Prezesowi coraz trudniej jest akceptować rzeczywistość. Gdy się bowiem dowiedział, że jedna kobieta – Ewa Kopacz – zostanie szefem partii i premierem, a druga – Elżbieta Bieńkowska – komisarzem UE, zwołał konferencję prasową i oświadczył: „Nie chcę być nieuprzejmy wobec dam. Nie oceniam urody, tylko kwalifikacje, a te są słabe”. Jakże szarmancko powiedziane. Najważniejsze, że u pisowskich macho – Czarneckiego, Hofmana i Błaszczaka – prezesowi brak kompetencji nie przeszkadza.

Gdy oglądam programy publicystyczne, a oglądam niestety, coraz bardziej jestem pewny, że politycy nie mają mi nic do powiedzenia. Zakiszeni we własnym sosie decydują o moim losie – taka fraszka mi wyszła. Używam słowa „polityk”, bo to dla mnie eufemizm, który dobrze kryje braki w wykształceniu i wychowaniu. Tak zwany polski polityk zakłada, że zna się na wszystkim, tymczasem wystarczy, że wie, kogo ma nie lubić, a kogo nienawidzić. Niech Komorowski pilnuje swojego żyrandolu (sic!) – mówi Zbigniew Girzyński i jest to jego wnikliwa wypowiedź o konstytucji i urzędzie państwowym. A przy okazji – historyk z doktoratem powinien znać przynajmniej podstawowe zasady polskiej gramatyki. Janusz Palikot, jeszcze szef partii, wjeżdża śmiało na obszary filozofii niedostępne samemu Schopenhauerowi i publicznie opowiada, co by było, gdyby Hofman „ściągnął gacie”. Widocznie uważa, że wywinduje go to mocno w sondażach. Za kogo on mnie ma? Mnie i miliony innych. Prezes Kaczyński, dla odmiany doktor nauk prawnych, nie potrafi wymówić słowa „transwestyta”, ponieważ jego partia nie będzie zajmować się tym, by „tacy różni odmienni, bardzo dziwni, mieli w Polsce lepiej”. Nie chodzi o zbawienie wieczne, dodam. Według PiS już na ziemi niektórzy powinni mieć gorzej.

Chciałem napisać dobrze, ale wyszło gorzko. Nie zrobię dziurki w podłodze i nie zostawię tego listu dla przyszłych pokoleń.

Polityka 37.2014 (2975) z dnia 09.09.2014; Felietony; s. 96
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Fotoreportaże

Richard Serra: mistrz wielkiego formatu. Przegląd kultowych rzeźb

Richard Serra zmarł 26 marca. Świat stracił jednego z najważniejszych twórców rzeźby. Imponujące realizacje w przestrzeni publicznej jednak pozostaną.

Aleksander Świeszewski
13.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną