Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Klasyki Polityki

Zróbmy sobie polski

Słowo „cnota” przestało znaczyć „zaleta moralna”, a nasza skarlała polszczyzna współczesna każe mu kojarzyć się z kroczem.

Ostatnio wzięliśmy się za bary z polszczyzną. Jako że sprawy z nią jeszcze nie skończyłem, dziś dodaję kilka kuksańców. Mówiliśmy o Cyganach, Murzynach i lingwistycznej obłudzie. Jak daleko sięgają jej macki! Oto są i „niewymowne” zawody. Przykładem banalnym „sprzątaczka”, którą już prawie przegnaliśmy z języka. Lecz weźmy zawód pielęgniarki. Przestaje uchodzić wołanie na pielęgniarkę „siostro”, a odrzuciwszy niegrzeczne w gruncie rzeczy wołanie po imieniu, zostaje nam właściwie tylko „Proszę pani! Basen!”. Bez sensu. Pielęgniarki cierpią dodatkowo z powodu seksizmu językowego w relacjach z lekarzami. Do lekarzy-mężczyzn mówią „panie doktorze”, a oni do nich, cóż, „pani Aniu”. Nieładnie. Tym bardziej gdy „doktor” nie jest doktorem, a pielęgniarka jest magistrem. Kłopot jest również z policjantem. Niektórzy myślą, że zwrot „panie władzo” jest na serio, a to tylko żart, i to kiepski. Powinno się mówić wedle rangi, ale kto by ją znał? Zresztą „panie młodszy aspirancie” brzmi tak samo głupio jak „panie policjancie”. No i jak mamy mówić? Ja mówię z angielska „panie oficerze”, ale to się chłopcom-radarowcom wcale nie podoba.

Wielce kłopotliwe są również określenia stosunków prywatnych. Słowo „przyjaciel” na przykład to u nas „wielkie słowo”. Krępujemy się go używać. Ale „znajomy”, „kolega”, „kumpel” często nie oddają tego, o co chodzi. Łatwo możemy poczuć się urażeni, gdy ktoś nazwie nas wobec osoby trzeciej „przyjacielem” (bo za blisko) albo „kolegą” (bo zbyt ozięble). A co dopiero, gdy trzeba przedstawić panią lub pana, z którym się żyje bez ślubu (co za nieprzyjemny zwrot!).

Polityka 44.2014 (2982) z dnia 28.10.2014; Felietony; s. 104
Reklama